Następnego dnia wszystkie Czarnodziobe zebrały się na polanie, aby omówić strategie działania; plan był prosty, dostać się do najbardziej chronionej biblioteki w całym mieście, aby wykraść księgi, w której zostały spisane po kolei wszystkie wiedźmy; Czarnodziobe, Żelaznozębne i Crochan. Do Czarnodziobych dołączyły kolejno następczynie tych klanów wraz w innymi; Bellatrice Żelaznozębna oraz Ionia Crochan. Plan może wydawał się prosty, ale ciężko było przejść te wszystkie zabezpieczenia bez uprzedniej narady. Dzień w Magnolii zapowiadał się niezwykle dobrze, Manon otoczona aurą gniewu, niczym prawdziwa Czarnodzioba powodowała strach na oczach każdej wiedźmy, która stanęła jej na drodze. Cassiopeia Czarnodzioba, kobieta, która jako jedyna podziwiała Manon za to, że jest w stanie dążyć ścieżką prawości, również przybyła do Magnolii, lecz z zupełnie innych powodów. Kiedyś sama była na tyle głupia, aby zakochać się w mężczyźnie, lecz ich ścieżki nie zostały sobie przedstawione na dłuższy okres czasu; przeżyła cudowne chwile, lecz gdzieś w głębi serca wierzyła, że miłość, która łączyła tą dwójkę, była inna, silniejsza, trwalsza i nie do zerwania. Mimo, że jeszcze niedawno kazała jej wyzbyć się ów emocji, to zauważyła, że białowłosa stała się przez nie lepsza, a w jej oczach zawsze igrały młodzieńcze ogniki, które powodowały radość. Cassiopeia wiedziała, że miłość do Satoru była jedyną rzeczą, która sprawiała, że dziewczyna nie stawała się swoją własną babką; okrutną, czarnowłosą jędzą, widzącą jedynie czubek własnego nosa. Chciała, aby dziewczyna pozostała taka na zawsze, aby nie została bestią, którą tak bardzo próbuje z niej zrobić Rhiannon. Starsza wiedźma dobrze pamiętała matkę naszej białowłosej, Lothian była taka sama, jaka teraz jest Manon, powoli wnosiła dobro do Klanu, uczyła wszystkich, że gniew nie jest rozwiązaniem, że z ludźmi można żyć i że możemy wzajemnie sobie pomagać; Czarnodziobe tworzyłyby różne lekarstwa, ponieważ zielarstwo opanowały do perfekcji, a w zamian uczyłyby się technologii, którą tak szybko rozwijała rasa ludzka; przepłaciła to życiem, aczkolwiek uratowała swoją córeczkę, kropka w kropkę taką samą, tyle, że białowłosą. Cassiopeia przybyła tylko w jednym celu, aby odnaleźć chłopaka z wdzięcznym imieniem Satoru, ponieważ tylko on mógł teraz odczynić przemianę srogiej Następczyni; budząc na nowo w niej uczucia, które teraz spadły w otchłań jej pamięci. Bajka niczym jak w Śpiącej Królewnie? Cóż, moglibyśmy tak gdybać, ponieważ sytuacja była nieco podobna, aczkolwiek Aurora nie miała w zwyczaju mordować wszystkiego, co miało czelność przed nią oddychać. Cassiopeia stała pod dębem i zastanawiała się gdzie powinna szukać, ponieważ w tym mieście było tyle domów, iż można było dostać szału na samą myśl, o ich odwiedzeniu; tymczasem wpatrywała się również w Manon, która z dumą nosiła cierniową koronę, sugerującą, że jest teraz kimś równym samem Rhiannon; babka hojnie ją wynagrodziła, lecz jakim kosztem. Zabijając w niej emocje, które dopiero zaczęły się rozwijać, wydostały z dziewczyny prawdziwego demona.
- TO YOSHIDAA! - wrzasnął na całe gardło pewien mężczyzna, znajdujący się w krzakach nieopodal ich legowiska, odkrywając przy tym również własną pozycję i pozycję osoby obok, która wydawała się właśnie polować na Czarnodziobe. Wszystkie kobiety rzuciły się na raz na dwójkę mężczyzn, po czym przyprowadzono ich pod oblicze białowłosej "wice Matrony", nie mieli szans z takim gmachem wiedźm; przypominam, że miały posiłki; pomoc Żelaznozębnych o oczach szlachetnej stali oraz Crochan, których tęczówki miały martwy, czarny kolor. Asterin aż się wzdrygnęła, gdy okazało się, że jednym z mężczyzn był Satoru; obiekt westchnień ich nowej przywódczyni; czujnie obserwowała reakcję białowłosej, lecz ta stała niewzruszona niczym głaz.
- Jak wam na imię i kim jesteście? - warknęła, ale poczuła, że gdy tylko złapała kontakt wzrokowy z brunetem, który spoglądał na nią z taką.. ufnością, zaczęła drżeć, a na skórze pojawiła się tak zwana "gęsia skórka", nie do końca rozumiała reakcję swojego organizmu, może zatruła się wcześniej zjedzonymi grzybami, które znalazły wiedźmy w lesie. Runy na jej ciele zaczęły świecić żywym, czerwonym blaskiem, aż chwilowo rozbolała ją przez to głowa.
- Co będę z tego miał, gdy odpowiem takim gównom jak wam? - odezwał się mężczyzna obok bruneta, wydawał się być młodszy, przez to pewnie mniej doświadczony w łowiectwie, mało słyszał o krwawych opowieściach Czarnodziobych.
- Ściąć go - wymamrotała białowłosa bez żadnych emocji, Kathera, ich klanowy kat, wzięła do ręki ostrą siekierę, którą uprzednio bardzo ładnie wyostrzyła; ostrze było w stanie przeciąć całe drzewo na pół, bez potrzeby większego zamachnięcia. Druga Matrona Klanu Czarnodziobych i tak wykazała się wielką skruchą, mogła powoli i spokojnie odcinać części ciała młodzieńca, aby wykarmić głodne wiedźmy, ponieważ tak młode mięso; zawierało wiele białka; cóż, pewnie i tak zjedzą go już po fakcie.
- Nie, proszę, Manon - w tym momencie Asterin głucho syknęła na bruneta, jakby miała ochotę go rozszarpać na strzępy, mimo, że wydawał się być łagodny; o dziwo nawet ostrzegł ich przed strzałami, zrobionymi z jarzębinowego drzewa; jedynego, którego działanie mogło uśmiercić Czarownice od razu, nawet, gdyby było to jedynie drobne zadraśnięcie. Do Białowłosej dotarły chyba tylko urywki tych słów: Manon? Skąd ten mężczyzna wiedział, jak dziewczyna miała na imię? W tym momencie odwróciła się podejrzliwie do chłopaka i otagowała go wzrokiem wzdłuż, ciągle milcząc, lecz tymczasem wtrąciła się Asterin.
- Jak śmiesz wymawiać imię naszej Matrony na głos - dziewczyna prawie rzuciła się na bruneta, lecz przytrzymały ją dwie inne Czarnodziobe. Ciało Manon drżało coraz bardziej, jakby ukrywały jakąś prawdę, która miała ochotę wydostać się na światło dzienne, lecz z całego serca nie mogła.
- Zamknijcie ich w lochach, jutro zdecyduje co z nimi zrobić - Manon warknęła ozięble i wysunęła swoje metalowe pazury, które ostatnimi czasy stały się coraz dłuższe i coraz bardziej ostre, niczym siekiera, która miała spocząć na karku młodego łowcy. Cassiopeia Czarnodzioba przyglądała się wszystkiemu w spokoju, już wiedziała co ma zrobić.
~~*~~
Pod osłoną nocy, starsza wiedźma, bardzo doświadczona i złowrogo spoglądająca na wszystkich,pełnokrwista Czarnodzioba, wykradła się do lochów, które były strzeżone przez czarnookie Crochan; podała im więc wywar, który bardzo szybko powodował mocny sen; była zielarką i to jaką! Miała w końcu kilkadziesiąt lat, aby móc doskonalić swoje umiejętności w tej dziedzinie, ale wracając, obaj mężczyźni zostali zakłuci w kajdany, które posiadały ostre szpilki; z każdym ich ruchem ostrze raniło ich skórę coraz bardziej, przez co odechciewało się dalszej walki, to wszystko na zlecenie samej Asterin, która pałała ogromną nienawiścią do Satoru; nie chciała znowu stracić Manon, albo nie chciała stracić TAK NA NOWO PRZEKLĘCIE ZŁEJ Manon. Dwaj Yoshidowie spojrzeli na wiedźmę zrezygnowanym wzrokiem; Cassiopeia widziała smutek w oczach błękitnookiego, który zapewne nie wiedział, co ma myśleć; pewnie wpajał sobie, że Manon już go nie kocha i że był to jedynie jeden wielki żart, oj wielki błąd chłopcze.
- W taką miłość, jaka was łączy; nie wolno wątpić, drogi człowieku - powiedziała tonem doświadczonej kobiety, która wydawała się być tak majestatycznie mądra, że aż same sowy głupiały na jej widok - Manon nie jest sobą - mówiła spoglądając przy okazji na reakcję drugiego Yoshidy, który zapewne domyślał się już co tu się dzieje - Jej przemiana spowodowana jest emocjami, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, nie wiń jej za to, to Czarnodzioba, emocje nie są wpisane w jej krew. Nie pamięta kim jesteś, bo jej ciało przejął pradawny duch, to reakcja obronna, dostała informację, że dobrze żyje ci się z inną, załamała się - westchnęła, tłumacząc po kolei brunetowi wszystkie fakty, nie powinna się mieszać, ale nie mogła tak tego zostawić, chciała, aby chociaż jedna miłosna historia, pomiędzy wiedźmą a człowiekiem, miała szczęśliwe zakończenie - Zrób z tą informacją co chcesz - Cassiopeia Czarnodzioba ukłoniła się przed Satoru, przekazując mu tym deklaracje, że przyjmuje go do ich wiedźmiego świata, po czym rozpłynęła się w powietrzu, został po niej jedynie siwy dym palonych papierosów.
Satoru? BEZ NA DZIE JA
ilość słów: 1227
- TO YOSHIDAA! - wrzasnął na całe gardło pewien mężczyzna, znajdujący się w krzakach nieopodal ich legowiska, odkrywając przy tym również własną pozycję i pozycję osoby obok, która wydawała się właśnie polować na Czarnodziobe. Wszystkie kobiety rzuciły się na raz na dwójkę mężczyzn, po czym przyprowadzono ich pod oblicze białowłosej "wice Matrony", nie mieli szans z takim gmachem wiedźm; przypominam, że miały posiłki; pomoc Żelaznozębnych o oczach szlachetnej stali oraz Crochan, których tęczówki miały martwy, czarny kolor. Asterin aż się wzdrygnęła, gdy okazało się, że jednym z mężczyzn był Satoru; obiekt westchnień ich nowej przywódczyni; czujnie obserwowała reakcję białowłosej, lecz ta stała niewzruszona niczym głaz.
- Jak wam na imię i kim jesteście? - warknęła, ale poczuła, że gdy tylko złapała kontakt wzrokowy z brunetem, który spoglądał na nią z taką.. ufnością, zaczęła drżeć, a na skórze pojawiła się tak zwana "gęsia skórka", nie do końca rozumiała reakcję swojego organizmu, może zatruła się wcześniej zjedzonymi grzybami, które znalazły wiedźmy w lesie. Runy na jej ciele zaczęły świecić żywym, czerwonym blaskiem, aż chwilowo rozbolała ją przez to głowa.
- Co będę z tego miał, gdy odpowiem takim gównom jak wam? - odezwał się mężczyzna obok bruneta, wydawał się być młodszy, przez to pewnie mniej doświadczony w łowiectwie, mało słyszał o krwawych opowieściach Czarnodziobych.
- Ściąć go - wymamrotała białowłosa bez żadnych emocji, Kathera, ich klanowy kat, wzięła do ręki ostrą siekierę, którą uprzednio bardzo ładnie wyostrzyła; ostrze było w stanie przeciąć całe drzewo na pół, bez potrzeby większego zamachnięcia. Druga Matrona Klanu Czarnodziobych i tak wykazała się wielką skruchą, mogła powoli i spokojnie odcinać części ciała młodzieńca, aby wykarmić głodne wiedźmy, ponieważ tak młode mięso; zawierało wiele białka; cóż, pewnie i tak zjedzą go już po fakcie.
- Nie, proszę, Manon - w tym momencie Asterin głucho syknęła na bruneta, jakby miała ochotę go rozszarpać na strzępy, mimo, że wydawał się być łagodny; o dziwo nawet ostrzegł ich przed strzałami, zrobionymi z jarzębinowego drzewa; jedynego, którego działanie mogło uśmiercić Czarownice od razu, nawet, gdyby było to jedynie drobne zadraśnięcie. Do Białowłosej dotarły chyba tylko urywki tych słów: Manon? Skąd ten mężczyzna wiedział, jak dziewczyna miała na imię? W tym momencie odwróciła się podejrzliwie do chłopaka i otagowała go wzrokiem wzdłuż, ciągle milcząc, lecz tymczasem wtrąciła się Asterin.
- Jak śmiesz wymawiać imię naszej Matrony na głos - dziewczyna prawie rzuciła się na bruneta, lecz przytrzymały ją dwie inne Czarnodziobe. Ciało Manon drżało coraz bardziej, jakby ukrywały jakąś prawdę, która miała ochotę wydostać się na światło dzienne, lecz z całego serca nie mogła.
- Zamknijcie ich w lochach, jutro zdecyduje co z nimi zrobić - Manon warknęła ozięble i wysunęła swoje metalowe pazury, które ostatnimi czasy stały się coraz dłuższe i coraz bardziej ostre, niczym siekiera, która miała spocząć na karku młodego łowcy. Cassiopeia Czarnodzioba przyglądała się wszystkiemu w spokoju, już wiedziała co ma zrobić.
~~*~~
Pod osłoną nocy, starsza wiedźma, bardzo doświadczona i złowrogo spoglądająca na wszystkich,pełnokrwista Czarnodzioba, wykradła się do lochów, które były strzeżone przez czarnookie Crochan; podała im więc wywar, który bardzo szybko powodował mocny sen; była zielarką i to jaką! Miała w końcu kilkadziesiąt lat, aby móc doskonalić swoje umiejętności w tej dziedzinie, ale wracając, obaj mężczyźni zostali zakłuci w kajdany, które posiadały ostre szpilki; z każdym ich ruchem ostrze raniło ich skórę coraz bardziej, przez co odechciewało się dalszej walki, to wszystko na zlecenie samej Asterin, która pałała ogromną nienawiścią do Satoru; nie chciała znowu stracić Manon, albo nie chciała stracić TAK NA NOWO PRZEKLĘCIE ZŁEJ Manon. Dwaj Yoshidowie spojrzeli na wiedźmę zrezygnowanym wzrokiem; Cassiopeia widziała smutek w oczach błękitnookiego, który zapewne nie wiedział, co ma myśleć; pewnie wpajał sobie, że Manon już go nie kocha i że był to jedynie jeden wielki żart, oj wielki błąd chłopcze.
- W taką miłość, jaka was łączy; nie wolno wątpić, drogi człowieku - powiedziała tonem doświadczonej kobiety, która wydawała się być tak majestatycznie mądra, że aż same sowy głupiały na jej widok - Manon nie jest sobą - mówiła spoglądając przy okazji na reakcję drugiego Yoshidy, który zapewne domyślał się już co tu się dzieje - Jej przemiana spowodowana jest emocjami, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, nie wiń jej za to, to Czarnodzioba, emocje nie są wpisane w jej krew. Nie pamięta kim jesteś, bo jej ciało przejął pradawny duch, to reakcja obronna, dostała informację, że dobrze żyje ci się z inną, załamała się - westchnęła, tłumacząc po kolei brunetowi wszystkie fakty, nie powinna się mieszać, ale nie mogła tak tego zostawić, chciała, aby chociaż jedna miłosna historia, pomiędzy wiedźmą a człowiekiem, miała szczęśliwe zakończenie - Zrób z tą informacją co chcesz - Cassiopeia Czarnodzioba ukłoniła się przed Satoru, przekazując mu tym deklaracje, że przyjmuje go do ich wiedźmiego świata, po czym rozpłynęła się w powietrzu, został po niej jedynie siwy dym palonych papierosów.
Satoru? BEZ NA DZIE JA
ilość słów: 1227