- Zebrał mnie tutaj taki chłopak o imieniu Chris, chciał mnie oprowadzić po tym królestwie, bo wcześniej był u mnie i ja go oprowadzałam. Ale... mu uciekłam. Przeraził mnie trochę jak mówił, że tutaj wciągają bagna - odpowiedziałam - ale nawet w sumie teraz się zastanawiam, czy to była prawda...
No właśnie czy to jest prawda?
Cana roześmiała się.
- Nie. U nas bagna nie są agresywne.
- No ja mam nadzieję - mruknęłam.
Deszcz bębnił o szyby. Tak dobrze byłoby się znaleźć tam na dworze...
- Ach... A pomożesz mi wrócić do domu?
Dziewczyna wyglądała na niezdecydowaną.
- No... nie wiem. A może chcesz zobaczyć coś u nas? W królestwie Ziemii jest mnóstwo fajnych miejsc.
Chyba mogę, nie?
Tata nawet nie zauważy, że jest o jedno dziecko mniej, a bracia...
Bracia mnie zleją jak wrócę do domu. Ale tam... kogo w zasadzie obchodzą bracia?
Tacy, którzy każą mi wszystko robić za nich.
Czyli jednym słowem oni mnie nie obchodzą.
- No dobrze. Idziemy teraz? - zapytałam.
Aha, nie.
Zapomniałam, że ona nie lubi deszczu.
- Może poczekamy aż deszcz ustąpi?
- Masz jakieś zwierzę? - spytałam.
Tylko niech moje małe żaby mi tu zaraz nie narozrabiają!
- Ja nie mam... A ty?
Gwizdnęłam cicho.
Przez okno wskoczyły żaby.
Muriel, Cliva i Velma.
Oczywiście, bez brudnych łap się nie obejdzie, nie?
Zostawiły kilka brudnych plam na podłodze.
- Muriel, Cliva, Velma!!! Nie brudźcie. Wystarczy, że u mnie mam błoto.
Podeszłam do plam, po czym wytarłam je ubraniami, które przed chwilą miałam na sobie.
Deszcze powoli ustawał...
[Cana?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz