Szliśmy lasem jeszcze dobrą chwilę. Milczeliśmy. Miałem wrażenie, że czas się ciągnie, że minęła wieczność zanim las się przerzedził i weszliśmy na niewielką polanę. Pośrodku polany wznosiła się niewielka chatka, wykonana w całości z drewna. Dookoła rosła trawa, miejsce wyglądało bardzo miło oraz dziko.
Rose przeprowadziła mnie już wydeptaną ścieżką do swojego skromnego domu. Spojrzałem w górę. Chata miała pewnie 2 piętra. Z kominka unosił się dym, który ogrzewał powietrze wokół. Pachniało dymem.
Dziewczyna otworzyła drzwi przede mną.
- Wchodź.
- To nie ja powinienem tobie otworzyć drzwi, madame?
Wzruszyła ramionami.
Wszedłem do domu. Dom był wesoło ozdobiony, a w kominku wesoło trzaskał ogień, który utrzymywał całe ciepło. Nikogo nie był w pokoju. Ktoś krzątał się po kuchni. Zapewne jej matka, czy kto inny.
- Z kim mieszkasz?
- Z ojcem.
Czyli jednak nie jej matka gotuje.
<Rose?>
Dziewczyna otworzyła drzwi przede mną.
- Wchodź.
- To nie ja powinienem tobie otworzyć drzwi, madame?
Wzruszyła ramionami.
Wszedłem do domu. Dom był wesoło ozdobiony, a w kominku wesoło trzaskał ogień, który utrzymywał całe ciepło. Nikogo nie był w pokoju. Ktoś krzątał się po kuchni. Zapewne jej matka, czy kto inny.
- Z kim mieszkasz?
- Z ojcem.
Czyli jednak nie jej matka gotuje.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz