poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Mag Wody - Stella Perscheya


Imię: Stella
Nazwisko: Persheya (Czytaj Perszija)
Wiek: 19 wiosen
Charakter: Stella to godna zaufania dziewczyna. Zawsze dotrzymuje obietnic, i walczy dzielnie o swoje zdanie. Jest również dobrym słuchaczem, rozmowy z nią jednak nigdy nie wychodzą poza granicą. Zaufanie i szacunek strasznie trudno u niej zdobyć, trzeba mieć naprawdę dobrą cierpliwość. Sprytna i zadziorna pod każdym względem, niestety również szczera. Małomówna, nie wychyla się nigdy, nie lubi zwracać na siebie uwagi. Pomocna zależności od zadania. Nie boi się walczyć ani stawić czoła większemu od siebie. Podsumowując musisz mieć więcej cierpliwości niż ona; potrafi być miła ale nie koniecznie, zależy jak na to patrzysz. Ma jednak uczucia, które czasami pokazują swą rolę. Zna litość przez co uważa że jest słaba.
Żywioł: Woda
Partner: chyba spodobał sie jej pewien młodzieniec z narodu ognia...
Rodzina: Brak informacji, jedynie kogo pamięta to stryja - Shibido
Broń: -
Poziom Perfekcji: 1-wszy
Zwierzę: Angela
Inne: 
-Stella na ogół kocha suche sałatki z dodatkiem kawałków mięsa. 
-Jak większość ma słabość do deserów, byle nie truskawkowych bo dostanie świra. 
-Niestety podupada na chorobę serca która amortyzuje jej rytm przez co prowadzi do kołatania serca oraz na chwilowe zatrzymanie. Zwykle natychmiast mdleje w najmniej oczekiwanych momentach. 
Inne zdjęcia: (nie trzeba)
Steruje WaderaSteysi

niedziela, 17 kwietnia 2016

piątek, 15 kwietnia 2016

Od Larissy

Dzień zapowiadał się pięknie.
Dla mnie pięknie to wtedy, kiedy leje jak z cebra.
Słońce jest takie monotonne... Codziennie świeci.
Ale w sumie gdyby zgasło, to wszyscy by umarli, więc nie ma na co narzekać.
Było już popołudnie, jednak ja nie zamierzałam spotykać się z moimi 'ukochanymi' braćmi. Jednak chyba muszę się gdzieś wyrwać.
Wyszłam z pokoju jakby nigdy nic.
Przechodząc przez drzwi usłyszałam głos Damona.
- Larissa, a ty dokąd?
- A co Cię to obchodzi?
Wyminęłam go w drzwiach i wyszłam. Kiedy usłyszałam kroki brata, przyśpieszyłam. Nie chciałam, żeby mnie złapał.
Jestem szybsza od niego, więc wyprzedzenie go nie stanowi dla mnie żadnego, nawet najmniejszego problemu.
Po chwili biegania usłyszałam jak Damon staje.
Zawrócił. Uff...
Weszłam do centrum miasta.
Na każdej uliczce miasta panował ruch.
Ludzie kupowali rzeczy.
Inni się kłócili ze sprzedawcami, że za drogo sprzedają.
Dzieci błagały rodziców o cukierki, plątając się pod nogami.
Sprzedawcy krzyczeli, że ich produkty są najlepsze. Chociaż sama w to nie wierzę. Jakiś facet sprzedawał jabłka, które, były totalnie zgniłe, lub poobijane (ja jednak wolę nawet tą drugą opcje). Nie ma to jak się trochę po przechwalać...
Minęła mnie dziewczynka z mamą. Dziewczynka łapała matkę za nogi, by ta nie mogła iść dalej, bo chciała by mama kupiła jej cukierki. Oczywiście mama próbowała wytłumaczyć jej, że cukierki nie są zdrowe, ale tamta jej nie słuchała.
Wtedy poczułam, że ktoś we mnie czymś rzucił, być może przewrócił na mnie kosz z rzeczami, ale znając niektórych ludzi, którzy tutaj mieszkają to druga opcja jest prawie niemożliwa.
Kształt był okrągły. To owoc, to jest akurat pewne.
Wzięłam do ręki owoc, który przed chwilą ktoś we mnie rzucił. Jabłko. Widać było, że nie jest kupione z tego straganu ze zgniłymi (dobrze, może być poobijanymi) jabłkami.
Obróciłam się , szukając wzrokiem osoby, która to zrobiła.

 [Ktoś? Proszę o nie rzucanie we mnie jabłkami! Dziękuję.]

niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Olivera c.d. Camili

Poprzedniego wieczoru siedziałem do późna, najpierw nad wierszem, lecz nie wychodziło mi, ależ to były dla mnie męki! Pisałem nowy wiersz, ale moja droga wena mnie opuściła, czułem się nieswojo z tą wiadomością. Uwielbiałem pisać wiersze czy nawet książki - skromnie rzec ujmując zacząłem pisać i mam nawet już prolog! Niezależnie od pory dnia, czy nocy, proza czy opowiadań. Dzięki pisaniu mogę wyrazić siebie, co czuje. Sztuka pisania jest wieczna. Przeszkodą na tej drodze może jedynie być wyobraźnia oraz brak kreatywności lub zamknięcie przed całym światem serca. Kiedy zazwyczaj piszę i gdzie? Wszędzie i o każdej porze, jeśli trzeba to nie muszę spać. W obecnej chwili chwili siedziałem przy biurku i starałem się napisać wiersz, lecz nic, dziura, pustka w mym umyśle zamieszkała i nie pozwalała mi na napisanie wiersza. Westchnąłem z bezsilności mojej i udałem się na spoczynek, bo co innego mogłem w tej chwili zrobić? Po kilku minutach odpłynąłem w ramiona Morfeusza... Z mej krainy snów wyrwał mnie budzik, który jakby toczył walkę z mym snem i to nierówną, bo zawsze wygrywał. Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się, pierwsze kroki tego dnia skierowałem do okna by poobserwować wschodzące słońce, które wyglądało jak młody ogień buchający do góry tak jakby próbował się dostać do niego, a jego kolory ozdobiły całe niebo przy tym, by zachwycać swym urokiem każdego, kto spojrzy w te barwne kolory na niebie. Powolnie jak ślimak ubrałem się i wykonałem poranne czynności, miałem ponad dwie godziny do zajęć, więc udałem się do Whispera i Demony. Przez pierwszą godzinę oporządziłem ją, a drugą wróciłem do pokoju by spakować swe rzeczy do zacnej szkoły. Następnie spokojnym krokiem skierowałem się na swe zajęcia, czyli przebrałem się za Arrow'a. Po dotarciu okazało się, że nie mam nic do roboty, dlatego przebrałem się w swe normalne ciuchy, więc stałem przy drodze i rozmawiałem z sąsiadem idąc szybkim krokiem, jednakże w pewnym momencie rozmowy wpadła na mnie dziewczyna. W ostatniej chwili ją delikatnie złapałem by nie upadła i nic sobie nie zrobiła.
- Najmocniej przepraszam... nie zauważyłem... - zacząłem 
się tłumaczyć. Nie była zła za to, ale zanim się jej przyjrzałem to już jej nie było. Ciekawe dokąd tak pędzi? Oby nic sobie więcej nie zrobiła przez ten pośpiech, który jest złym doradcą. Sąsiad mój z naprzeciwka wzruszył tylko ramionami i udaliśmy się do baru. 


***
Wreszcie zabrzmiała ostatnia nuta śpiewu. Zacząłem się zbierać i na dworze czekałem na sąsiada. W pewnym momencie poczułem jak ktoś mi się przygląda, więc odwróciłem się w tym kierunku i zobaczyłem tą samą dziewczynę, co wcześniej. Teraz mogłem się jej przyjrzeć dokładniej. Miała brązowe oczy podobne do szafirów co błyszczą jakby były gwiazdami. Natomiast jej długie, czarne włosy jakby były przepiękną przeplatanką na niebie, którą trudno dostrzec, a jej smukła i wysoka sylwetka jakby by była królową łań sarny dostojna i dumna.... Urzekła mnie swą urodą jak i natchnęła do pisania. Przeprosiłem kolegę i udałem się do lasu oraz oparłem się o pień drzewa, po chwili zacząłem pisać...

***
Mój wiersz był gotowy, uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak w pewnym momencie poczułem za sobą czyjąś obecność, więc spojrzałem się za siebie i zobaczyłem tą samą niewiastę z ranę. Wyglądała na zakłopotaną, choć nie wiedziałem czemu.... Natychmiast wstałem
- Ja... Ja chciałem jeszcze raz cię przeprosić. Bardzo się spieszyłem i rano nie zrobiłem tego jak należy... I to wszystko było też moją winą, zamyśliłem się i nie patrzyłem dokąd biegnę... tak więc chciałbym żebyś przyjęła moje najszczersze przeprosiny... i ten drobny prezent - powiedziałem, unikając jej uważnego, acz spokojnego spojrzenia. Schyliłem się i wyciągnąłem dłonie, w których trzymałem przewiązane wstążką pudełko. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem...
- To nie była twoja wina. Każdemu się zdarza. Mi też się śpieszyło - wyjaśniła, odbierając ode mnie pudełko oraz je otwierając. - Ciastka? Dziękuję i proszę - mówiąc to przybliżyłem pudełko z wypiekami, po czym wzięła jedno.
- Usiądź obok mnie droga pani i uczyń mi ten zaszczyt słuchając dwóch mych wierszy - powiedziałem patrząc w jej szafirowe oczy...
- Dobrze... Jestem Camila - powiedziała
- Piękne imię dla pięknej damy - mówiąc to ucałowałem jej rękę. - Jestem Oliver pani - usiadłem obok niej i zacząłem czytać wiersz:


"Dzień ma swój uśmiech ponętny,
Błyszczącą weselem postać
I ogień życia namiętny;
Więc chciałem przy nim pozostać...
Ale z kolei na straży,
Stoi noc pełna zazdrości,
Zdejmuje wesołość z twarzy
I uśmiech ginie w ciemności...
Noc ma swój smutek niebieski,
Tęsknotę pragnień serdeczną,
Rozsiewa po kwiatach łezki,
Więc chciałem zrobić ją wieczną.
Lecz znowu jasność paląca
Buszy gmach nocnych bławatów,
Urocze widma roztrąca,
I rosę wypija z kwiatów.
Ty masz dnia jasne oblicze,
Wdzięk nocy, co duszę pieści.
Twoje spojrzenie dziewicze
Łzy razem i uśmiech mieści.
Chcąc zgodzić pragnienia sprzeczne,
Na żadną nie trafić zmianę,
Przy tobie na czasy wieczne,
Przy tobie, luba, zostanę!"
- teraz wziąłem drugą kartkę i zacząłem jej czytać drugi wiersz:


"Mając wszys­tko,
możesz nie mieć nicze­go..
Choć ko­lorów ty­siące
a na niebie gwiaz­dy lśniące.
Choć pola zboża złocą się,
mus­ka­ne pro­mieniami słońca.
Dusza mo­ja zat­rwożona,
tym pięknem nie jest zas­po­kojo­na.
Na górze marzeń,
rośnie moc­no za­korze­niona nadzieja,
na powrót
do Tam­tych miej­sc, do Tam­tych ludzi
na powrót
do przeszłości i po­myślności
Spoglądając w oczy szczęścia,
nie pot­ra­fię zo­baczyć swo­jego od­bi­cia.
Wewnętrznej roz­paczy
nie zagłuszy naj­piękniej­szy hymn ptaków.
Choć zachwy­cona krop­la­mi deszczu
i wiat­rem we włosach,
sta­wiając kro­ki na tra­wie skąpa­nej rosą,
nie zaz­nam ra­dości,
kiedy w ser­cu tyl­ko smu­tek gości.
Bo piękno i szczęście to nie tyl­ko to co dookoła nas ale to co jest w nas"
- po skończonym czytaniu czekałem na jej reakcję..

<Camila?? Natchnęło mnie na opo w tym stylu ^^ >

Od Isabel CD Andy'iego

Nie chcę mnie widzieć, to nie. Bez łaski.
- Ej, Andy! - wrzasnęłam
Zero odpowiedzi.
- No chodź tu! Chciałam się tylko pożegnać!
Zerknął na mnie poprzez zasłonę ognia. 
Przez chwilę wydawał się zdziwiony, ale równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić.
- Isabel, jesteś głupia?! - fuknęła na mnie Mel
- Czemu?
- Nie widzisz tego? - wskazała na pobojowisko - On zrobi coś jeszcze głupszego, jeśli sobie pójdziesz... - Mel wybuchła płaczem - Nie mogę go stracić!
- Hej, spokojnie - poklepałam ją po plecach - Jeśli on tego chce to zostanę.
Wiedziałam co ona musi czuć. Jakaś dziewczyna wprowadziła zamęt w życiu jej brata, którego ona potrzebowała teraz bardziej niż kiedykolwiek.
- Przepraszam... - szepnęłam cicho - to wszystko moja wina...
- Tak, to jest wszystko twoja wina - usłyszałam za sobą głos.
Andy.
- Słucham, chciałaś mi coś powiedzieć - warknął
- Chciałam się pożegnać, ale się rozmyśliłam. - powiedziałam cicho nie patrząc na niego
- No więc?
- Po pierwsze, chciałam Cię przeprosić, że wtedy wyszłam. Wiem zachowałam się jak jakaś głupia suka. 
Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale ciągnęłam dalej:
- Po drugie, nie lubię robić ludziom łaski, więc jeśli chcesz żebym sobie poszła, to mi powiedz. Bez mrugnięcia okiem sobie pójdę. Decyzja należy do Ciebie.
Z zapartym tchem patrzyłam się w ziemię, czekając na jego odpowiedź.

[Andy?]

Od Andy'iego c.d: Isabel

Zobaczyłem jak Isabel idzie w naszym kierunku.
- No to nara.
- Andy! - warknęła Mel - Wybacz jej!
- NARA.
Chciały iść za mną ale zagrodziłem im moją drogę murem płomieni, Isabel nie jest aż tak dobra, żeby je zgasić. Może jedynie trochę zmniejszyć ich płomień, ale ich nie zgasi.
Ruszyłem gdzieś.
Nie wiem gdzie.
Ale znowu zauważyłem to dziecko.
- Dlaczego siedzisz na kamieniu? - zapytała.
Co ona tu robi?
- Bo tak.
- Wybacz tej Pani.
- Nie.
- Ona Cię kocha.
- Co Ty wiesz o miłości?! - warknąłem do dziewczynki.
- Więcej od Ciebie - złapała mnie za rękę. - Nie możesz tak wszystkich odrzucać.
Uśmiechnęła się i rozpłynęła w powietrzu.
Ja pierdole gdzie to dziecko?
Mam schizofrenię?
Widzę duchy?
Andy, źle z Tobą.

Isa? Nie wiem jak to rozkręcić ;-;

Od Olivera c.d Indii

Wróciłem do Królestwa Ziemi i poszedłem do sali do ćwiczeń.
Po czterech godzinach wyszedłem zdyszany i skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Wróciłem do swojego pokoju, wziąłem pierwszą lepszę książke z półki i zaczałem czytać.
Skończyłem ją zanim zaczęła świtać.
Podniosłem się, przebrałem i wyszedłem z pokoju.
Był ciepły, rześki poranek. Słońce właśnie wychylało się zza horyzontu, więc postanowiłem zjeść śniadanie.
Wszedłem do kuchni, wyciągnąłem z lodówki serek, który zjadłem z przyjemnością. Kiedy zaspokoiłem pragnienie szybko skierowałem się do moich koni, którymi szybko się zająłem. Przebrałem się za Arrow'a i poszedłem przed siebie. Po drodze rozprawiłem się z kilkoma przestępcami, aż nagle zobaczyłem jeźdźca. Była nim młoda kobieta. Po kilku minutach dotarła do mnie. 
-Witaj pani - przywitałem się - Jestem Arrow
- A ja India - powiedziała i uśmiechnęła się - Jestem z Królestwa Ziemi, a ty?
- Zauważyłem - odparłem i dodałem szybko: - Nie ważne - oznajmiłem - Może się przejdziemy ?
- Ale... - zaczęła
- To niebezpieczne miejsce - po tych słowach zagwizdałem i przybiegł Whisper, którego dosiadłem i ruszyłem z dziewczyną na przejażdżkę.
- To gdzie mieszkasz? - spytała
- Gdzie popadnie.
- Kim jesteś?
- Jak by to powiedzieć... Jestem osobą, która walczy ze złem i pilnuje sprawiedliwości. 
W końcu po kilku minutach las się skończył, a naszym oczom ukazało się piękne jeziorko. Dziewczyna zsiadła z konia i pozwoliła swej klaczy się napić. Niedaleko stąd jest miasto, więc mogłem już ją zostawić samą i sprawdzić inne trasy czy są bezpieczne.
- Jesteś strasznie tajemniczy - powiedziała
Spojrzałem tylko na nią, ale nic nie odparłem.  
- Jedziemy dalej - powiedziałem po chwili
Dziewczyna weszła na konia i ruszyliśmy dalej. Po godzinie byliśmy na mniejscu, a ja zniknąłem  z jej oczu... Znalazłem prestronne miejsce i się przebrałem w normalne ciuchy.  Wyszedłem z ukrycia i miałem zamiar wrócić do domu, lecz India mnie zaczepiła.
- Witaj, czy nie widziałeś mężczyzny z kapturem i łukiem na plecach? - spytała
- Nie pani. - odparłem
- Nie mów mi pani tylko India, a ty kim jesteś?
- Oliver 
<<India???>

Od Jacob'a c.d: Liesel

Dostałem badylem w łeb. Co jest do cholery? Spojrzałem w górę. Dziewczyna już spisała na siebie wyrok śmierci.
- Co Ty odpierdalasz?! - krzyknąłem.
Popatrzyła na mnie wystraszona. Spojrzałem na drzewo, dość młode - idealnie się podpali. Uśmiechnąłem się nagrzewając ręce. O tak, to szatański plan lvl bardzo.
- C-Co Ty chcesz zrobić? - spojrzała na mnie.
- Nic.
Podpalić drzewo Nic szczególnego.
Moje ręce były już dostatecznie ogrzane gdy nagle dziewczyna pisnęła, gałąź na której stała po prostu się zerwała, a dziewczyna poleciała na mnie.
Tak Jacob, dziewczyna na Ciebie poleciała.
Upsik.
- Pogrzało Cię?! - zapytałem, gdy już leżała mi na nogach. Może nie była ciężka, ale anoreksją też nie grzeszyła.
- Nie moja wina dupku!
Dupku?
Zrzuciłem dziewczynę z siebie.
- Nie możesz zbierać patyki z dołu? Tylko musisz bawić się małpę? - uniosłem pytająco brew.
Zastanawiała się chwilę przed odpowiedzią.
Ale nie raczyła mi odpowiedzieć.
Po prostu milczała. Cicho westchnąłem i pomogłem jej wstać.
- Jacob.
- Co?
- Mam na imię Jacob, a teraz wybacz - odwróciłem się na pięcie i chciałem iść dalej w las.

Liesel?

Pożegnajmy..

Aaliyah zostaje wyrzucona z powodów oczywistych




Od Gemmy CD Avril

Podeszłam do niej cichaczem. Już chciałam położyć dłoń na jej ramieniu, jednak ta mnie uprzedziła łapiąc mnie z niewiarygodną prędkością za nadgarstek.
- No. No..- Mruknęłam z uznaniem w głosie- Jak na kobietę, która porusza się na szpilkach i jeszcze chce w nich walczyć z nieznanym jej napastnikiem, to poruszasz się całkiem szybko- Szybkim, mocnym ruchem wyrwałam się z jej uścisku- Ale jeszcze trochę Ci brakuje. 
- Kim jesteś..- Było to standardowe pytanie, które usłyszałam.
- A kimś takim, kto nie ma za dużo na głowie, ogólnie się nudzi i pragnie niszczyć innym życie, strasząc ich czasem na śmierć- Wzruszyłam ramionami od niechcenia. 
- Aha...- Spojrzała na mnie, jak na debilkę. 
W słabym świetle latarni ujrzałam lekko pobłyskujący znak. No proszę.. Jej żywiołem jest ziemia. Eh.. Mag czy nie mag, robi straszną głupotę.
- Wiesz.. - Zdjęłam kaptur z twarzy- Mogłabym być kimś innym.. Na przykład.. seryjnym mordercą.. albo.. jakimś gwałcicielem.. - Podeszłam bliżej- To niebezpieczne.. chodzić samemu po tak niebezpiecznej okolicy- Uśmiechnęłam się psychopatycznie- Ah.. No i gdzie moje maniery, na imię mi Gemma. Widzę, że jesteś trochę inna od tutejszych ludzi- Wskazałam na znak.
- Ouh.. - Skrzyżowała ręce.
- Jestem z Twoich. Nie musisz się mnie bać- Pokazałam swój- No chyba, że zajdziesz mi za skórę.. a wtedy nie będzie tak miło. A teraz.. tak na poważnie, lepiej stąd chodźmy bo wpadniemy jeszcze na jakąś grupę, która lubi towarzystwo, tak ładnie ubranych dziewczyn- Mruknęłam, ruszając przed siebie. Szczerze.. Nie wiem po co za nią poszłam.. Serio zaczyna mi już odwalać.. Spojrzałam ostatni raz przez ramię, chcąc zobaczyć czy nowa idzie za mną- Ej! Ty! Bez imienia! Idziesz?

< Avril?>

Pożegnajmy...

Yennefer zostaje wyrzucona z bloga z przyczyn oczywistych


Pożegnajmy..

Willow zostaje wyrzucona z bloga z przyczyn oczywistych





Pożegnajmy..

Vanessa odchodzi z bloga





Pożegnajmy...

Lionel zostaje wyrzucony z bloga z przyczyn oczywistych

Pożegnajmy...

Kate odchodzi z bloga 



Pytanie

Macie jakieś pomysły na ulepszenie bloga? :')
Z chęcią zapoznam się z waszym punktem widzenia.


Lajeł

Sprawdzenie obecności

Dzisiaj tj. 10 kwietnia 2016r.

Z powodów takich, iż widzę, że tylko poszczególne osoby pozostają aktywne na blogu (za co jestem im wdzięczna), jestem zmuszona zrobić czystkę ;-;
Ci, którzy dostaną ode mnie wiadomość za zbyt małą aktywność na blogu, (naprawdę nie czepiałam się nawet opowiadaniom raz na tydzień, ale niektórzy przesadzają) mają czas do końca przyszłego tygodnia (niedzieli za tydzień) na napisanie choć jednego opowiadania.
Mam nadzieję, że nie są to aż tak wielkie wymogi.


Dziękuje, pozdrawiam Layeln.


Od Noronell c.d: James

Zima. Cudowna pora roku. Wokół moich nóg znajdował się miękki puch, czyli śnieg, z którego i ja mogłam korzystać jak i moja Neresha. Jest wodnym stworzeniem, więc może rozpływać sie we wszystkim, co ma w sobie wodę.
Szłam z moim stworzonkiem przez chodnik na ulicy, jednak bez żadnej smyczy czy czegoś takiego. Po pierwsze takich rzeczy nie mam. Po drugie moja Neresha nienawidzi gdy jest do czegoś przywiązana. Dowiedziałam się o tym, gdy pierwszy raz chciałam ją wziać na spacer i pożyczyłam od znajomej smycz i kaganiec. Na początku nie wiedziałam jak to się nakłada. Ale tak czy siak to nie miało znaczenia. Gdy siedziałam w lodzie w jakim mnie ona uwięziła, musiałam się zgodzić na brak jakichkolwiek smyczy. 
I teraz szłam z wolną Nereshą po chodniku. Wyjęłam telefon i zaczęłam robić zdjęcia mojej biegającej wilczycy, gdy nagle ktoś mnie walnął w ramię, przez co upuściłam swój telefon. Gdy się po niego schylałam, usłyszałam "przepraszam". Otrzepałam telefon z białej ciapy i się odwróciłam uśmiechając miło.
- Nic się nie stało. Jak się nazywasz? - zapytałam patrząc na chłopaka przede mną. - Ja jestem Noronell, ale mów mi Nora. A to Neresha - wskazałam na wodnego wilka, który stanął posłusznie obok mnie.

<James?>

sobota, 9 kwietnia 2016

Od Aaron'a CD Cassandry

Już chciałem powiedzieć, że "nie", ale ugryzłem się w język. Co jeśli zrozumie to tak, że zmuszam ją do zostania w domu i robienia typowych, domowych rzeczy? Wyszedłbym na idiotę i faceta, który ledwo po ślubie już chce zrobić ze swojej żony typową "kurę domową", ale no chcę pracować na nasze utrzymanie, by tylko zapewnić jej jak najlepsze warunki. Dłuższą chwilę milczałem, bijąc się ze swoimi myślami. Widząc jej coraz to większą niepewność, wypaliłem.
- Eeeem, nie wiem...
Wybałamuszyłem trochę oczy, odwracając powoli wzrok i zaczynając wolno jeść. Do końca posiłku trwała cisza. Potem pomogłem jej pozmywać i mieliśmy czas wolny. Postanowiliśmy wykorzystać go na wspólny spacer. Wzięliśmy ze sobą psy, które dobrze się ze sobą dogadywały. Można b nawet rzec, że Arya i Mendel się zaprzyjaźnili. Jak na zimę, nie było aż tak chłodno. Śnieg skrzypił pod naszymi stopami. Wszędzie tak biało. Po prostu, pięknie. Doszliśmy nad zamarznięte jezioro. Potem ruszyliśmy zaśnieżoną drogą.


Objąłem Cass jedną ręką i lekko do siebie przytuliłem. Szybko zrobiło się ciemno, więc równie szybko zmyliśmy się do domu. Dziewczyna siedziała na kanapie w salonie, a ja podrzuciłem kilka drewien do kominka. Psy położyły się na miękkim dywanie przed nim. Poszedłem tylko zobaczyć co u Spetuma i wróciłem. Chciałem mieć wszystko pod kontrolą i mieć pewność, że wszystko jest okej i nic się nie stanie.

Cass? Być?

Mag Ziemi - Oliver Queen

Imię: Oliver
Nazwisko: Queen
Wiek: 19 lat
Charakter: Duma i uprzedzenie. Pierwsze każe mu być pewnym zarówno swojej wartości jak i godności, natomiast drugie być sceptycznie nastawionym do każdego istnienia i z dystansem się do innych odnosić. Oceniając kogoś z góry być może skazuje się na zgubę, jednak z drugiej strony dlaczego miały tego unikać. Zależność od innych może przyczynić się do jego zagłady, a byle obelgi, czy nieprzychylność innych najmniej go interesują. Nauczony pokory i wytrwałości zdaje sobie sprawę zarówno ze swoich mocnych, jak i słabych stron, doskonale wie, że poradzi sobie sam, w pełni niezależny, oddany temu, co uważa za cnoty. Ceni w innych to, co nakazuje mu jego duma, a wszelkie impertynencje zaciekle ignoruje. Arogancja, która dla innych jest czymś naturalnym wiąże się jednocześnie z brakiem zainteresowania daną istotą, a w konsekwencji brakiem akceptacja przez Olivera. Sam być może i bywa bezczelny, jednakże honor nakazuje mu przeprosić za swe zachowanie, czym zjednał już sobie nie jednego pobratymca. Okazuje szacunek tym, których uzna za godnych tego szacunku, a dobrze jest wiedzieć, że jeżeli ktoś straci, czy to jego szacunek, czy zaufanie, które również niezmiernie trudno zdobyć, to nie prędko go odzyska. Najczęściej zwraca się do innych, niepoznanych z imienia przed per „Pani”, bądź „Pan”, czym pokazać chce, że pomimo rezerwy, którą obdarza, liczy się ze zdaniem innych, które przecież może być uznane za wskazówkę, bądź przestrogę. Doświadczenie można nabyć przecież na wiele różnorakich sposobów, a Oliver nie stroni od wszelkich opowieści życiowych, przedstawianych przez innych. Gdy owe historie zostają przez innych opowiedziane ten czuje się jednak jakby nabył nieco więcej lekcji życia. Chłopak nie wywyższa się co prawda nad innych, jednak gdzieś w głębi duszy czuje się od pozostałych nieco lepszy – zarówno jako osobnik bardziej doświadczony, jak i taki, który ma doskonale ułożoną hierarchię wartości. Swoich pobudek jednak nie przedstawia przed innymi, ponieważ takie zachowanie z Jego strony mogłoby być przynajmniej nietaktowne. Rozmowy prowadzi w sposób nad wyraz kulturalny, tak, aby nie ubliżyć swymi słowami innym, z drugiej jednak strony nuży go rozmowa, gdy nie ma na nią ochoty. Wydawać się może wtedy niezmiernie zamyślony, jakby przez chwilę pozostawał w innym, lepszym świecie, często również nie utrzymuje natenczas bezpośredniego kontaktu wzrokowego z rozmówcą. Argumenty, które podczas owej konwersacji przedstawia zawsze poparte są dowodami, aby uniknąć niepotrzebnych dyskusji, prowadzących przeważnie do kłótni. „Mowa jest srebrem, milczenie złotem” z czego sprawy doskonale zdaje sobie Oliver. Nie wyraża on swej opinii, gdy wie, że słowa w danej sytuacji są co najmniej zbędne, bądź nie poparte żadnym wywodem. Po cóż mówić, jeżeli pewne sprawy można po prostu przemilczeć? Odwaga i honor to dwie cnoty, które chłopak ceni sobie najbardziej, dla niego bowiem są one najważniejsze, natomiast każda istota, która jest ich pozbawiona nie ma racji bytu. Wartości tych należy strzec, ponieważ są to nieliczne, które kreują wszelki porządek na świecie, przyczyniając się do nieustannego rozwoju istnienia na planecie. Według Olivera atut ten powinien posiadać każdy osobnik, zwłaszcza mężczyzna, który jest zdolny oddać życie za dom, czy własną rodzinę. Kolejna jest wiara we własne możliwości, które nieopisanie wręcz pomagają w osiągnięciu celu. Czymże jesteśmy bez wiary? Właściwie niczym, bo bez wiary w samego siebie przyczyniamy się do swojej zagłady. Oliver nie raz stracił wiarę w swojego istnienie, co sprawiło, że czuł się gorzej, zarówno na ciele, jak i na duszy. Po czasie jednak zaczął wierzyć w siebie, co przyczyniło się do jego sukcesu. Zrozumiał, że wyznanie pomaga. Następna z cnót, bez których Oliver nie wyobraża sobie swej egzystencji jest nadzieja. Nie raz pomagała mu przezwyciężyć najcięższe z problemów, podtrzymując go tym samym na duchu i jakby okalając jego duszę. Ostatnią jest miłość. Miłość nie tylko do partnera, czy partnerki, ale miłość do bliźniego, która pomaga Oliverowi przezwyciężyć zarówno dumę, jak i uprzedzenie, ale tylko w nielicznych momentach. Sparzył się bowiem na tyle, aby nie ufać komu popadnie, nie dlatego, że nie chce zostać skrzywdzony, a raczej dlatego, że to On nie chce nikogo skrzywdzić. W duchu obwinia się za śmierć rodziców oraz najlepszego przyjaciela. Nie bywa już tak często jak wcześniej szczęśliwy, coraz rzadziej daje ponieść się emocjom, czy chwili. Wielu uważa go za oschłego. Być może taki jest. Być może swoim zachowaniem, czy sposobem bycia i wyglądem sprawia takie wrażenie - nieczułego wręcz gbura, bojącego się zaangażowania. Nie wdaje się w konwersacje za często, odpowiada prawie lakonicznie, unikając tym samym długich monologów, który by mogły zanudzić rozmówcę. Nie lubi się śmiać, przynajmniej już nie. Śmiech bywa dla niego nawet oznaką słabości, czymś, czego trzeba się naprawdę wystrzegać. Zdarza mu się uśmiechnąć, często jednak z przymusu, czy grzeczności, bowiem tak nakazuje chwila. Jakby po tych wszystkich okrutnych momentach życie z niego wręcz wyparowało. Niektórzy sądzą, że jest gburowatym egoistą, zapatrzonym jedynie w siebie. Egoistą, bo jakby nieczuły na potrzeby innych woli milczeć, a gbur, bo nie tak jak to całe rozszalałe towarzystwo, woli zacisze swojego własnego domu. Wielu stroni od Jego obecności, uznając go za chłopaka, co prawda w kwiecie wieku, jednak nudnego, takiego, który nie poddaje się głupim naciskom ze strony innych. Być może to wszystko jest prawdą. Być może to wręcz zagorzały fanatyk spokoju i ciszy. Być może lepiej czuje się osamotniony, w swoim własnym towarzystwie. Być może rozmyśla wtedy o tym, co się stało, o tym kim jest, o tym co tutaj robi, o tym, czy może być lepiej. Śmiało stwierdzić jednak można, że nie jest arogantem, czy kretynem, który gdzieś w tej swojej postawie nieprzystępnego, potrafi dostrzec w drugim stworzeniu zalety, a nawet porozmawiać, czy zaprzyjaźniać. Ciężkie to bywa jednak przez Jego trudny charakter, który z góry narzuca mu to, co powinien zrobić w danym momencie. Prawda i mówienie prawdy, szczerość i zrozumienie. Nie można być prawym stworzeniem, nie mówiąc prawdy i nie postępując w imię prawdy. Oliver doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że inni nie chcą być okłamywani, więc prawdę i szczerość stawia sobie na jednym z pierwszych miejsc. Oszukanie kogoś równoważne jest dla uczucia klęski. Nie można kogoś okłamywać tylko dlatego, aby ten przez chwilę poczuł się dobrze, zapomniał o swoich zmartwieniach, bo gdy już zdecydujemy się oszukać wszystkie umartwienia powrócą, ze zdwojoną tym razem siłą. Bez zrozumienia nie można być szczerym. Chłopak brzydzi się kłamstwem, uważając je za tchórzostwo. Całkowicie oddany swoim wartościom wie, że kłamstwo prędzej czy później zostanie odkryte. Stosowanie prawa i przestrzeganie prawa. Od stosowania prawda należy jednak odróżnić jego przestrzeganie, czyli postępowanie zgodne z wszelkimi normami prawnymi. Innymi słowy należy zastosować się do prawa, o czym Oliver doskonale zdaje sobie sprawę. Sądzi, że zasady są ustalone po to, aby ich przestrzegać, a nie po to, aby były łamane. Punktualność jest kluczem. Chłopak woli stawić się na miejscu wcześniej, niżeli być spóźniony, gdyż uważa, że owe spóźnienie jest co najmniej oznaką ignorancji. Oliver to chłopak opanowany i stateczny, który nie da się tak łatwo ponieść emocjom, często tłumiąc je jednak w sobie ma gorsze dni, bądź musi iść poćwiczyć, aby rozładować gromadzące się w nim napięcie. Robi to jednak w odosobnieniu tak, aby nikt nie zdołał go dojrzeć. Pomimo swego oziębłego temperamentu jest jednak w nim coś pozytywnego. Miewa on przebłyski optymizmu, czasem nawet potrafi się 
Kultura, elokwencja oraz maniery, których używa na co dzień olśniły już nie jedną kobietę, a komplement, często trafny, oczarował nie jedną istotę. Odznacza się niewypowiedzianym wręcz spokojem, umiejąc zachować się w towarzystwie. Nie można powiedzieć, że skoro jest oschły, jest pozbawiony jakiegokolwiek poczucia humory. Oliver potrafi docenić dobry żart, sam czasem umie opowiedzieć zabawną historię. Woli jednak to ukrywać, zważywszy na stereotypy krążące wokół jego osoby. Inteligencja. Coś, czym potrafi pochwalić się nie w jednym momencie swego życia i coś, co traktuje jako podstawę. Według niego inteligencji nie da się nabyć – ją się albo posiada, albo nie. Zna jakby nieograniczoną ilość ciekawostek, którymi co prawda nie lubi rzucać na prawo i lewo, a zachowując je w tajemnicy ujawnić w odpowiednim momencie, zaskakując innych. Dobroć. Tak. Nie można zarzucić, że jest naprawdę nieczuły. Pod powłoką gbura skrywa jakby jego inna postawa, mniej egoistyczna, która potrafi wyciągnąć pomocną dłoń i podnieść na duchu. Jest kompanem zarówno w rozmowach, czy spacerach, a wiedzieć trzeba, że posiada wręcz niesamowity dar słuchania. Nie przerywa bowiem komuś, a po wypowiedzi potrafi udzielić rzetelnej i co najważniejsze obiektywnej odpowiedzi. Przyjaźń. Ponoć prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, zatem Oliver jako stracony, pozbawiony wszystkiego gotów jest się zaprzyjaźnić. Zanim jednak to się stanie musi owego kandydata na przyjaciela poznać wystarczająco dobrze. Nie obdarza się przecież zaufaniem i uczuciami kogoś, kto nie jest tego warty – jest to główne postanowienie Oliver. Miłość. Tego uczucia doznał w życiu dwa razy, jednak skory jest odkryć go ponownie. Uczucia tego pragnie najbardziej, aby stać się lepszym i już na zawsze porzucić fasadę mężczyzny oziębłego, który w pojmowaniu przez innych nie zdolny jest do uczuć. Potrzeba jednak czasu i oddania, aby ten ponownie się zakochał. Pozory często mylą. Pod skorupą niezależnego, doświadczonego życiowo chłopaka, skrywa się jednak istota o dobrym sercu. Chłopak z pozoru oziębły potrafi być miły, z pozoru dumny, potrafi kochać, z pozoru zapatrzony w siebie potrafi pomagać. Zrodzony z matki pesymistki i ojca optymisty pewien jest sprzeczności. Często niewidocznych, bowiem, aby odkryć jego tajemnicę należy go poznać.
Żywioł: Ziemia
Partner: Jak na razie wolny strzelec
Rodzina:
Annabel ( matka)
Noren ( ojciec)
Nathaniel ( brat)
Broń:
Poziom Perfekcji: 1 lvl
Zwierzę: Whisper i Demona - oba konie są końmi czystej krwi ae
Inne: Jego głównym zainteresowaniem jest pisanie. Uwielbia to. Zazwyczaj wiersze lub opowiadania, ale lubi też rymowanki. Jest w tym naprawdę dobry. Wypełnia to jego czas | Drugim hobby jest jazda konna, zwłaszcza na jego koniach.Kocha spędzać z nimi czas | Następnie jest jeszcze oczywiście rysunek oraz sztuki walki, w obu tych dziedzinach jest niezwykle dobry | Nazywany jest również Green Arrow
Inne zdjęcia: 






Email: watahawolf@gmail.com lub koniarka98@yahoo.pl

Steruje monia198

czwartek, 7 kwietnia 2016

Od Isabel CD Andy'iego

Podeszłam do tej malutkiej istoty. Kto by pomyślał, że tyle mocy tkwi w tak malutkim człowieku.
- Dziękuje - szepnęłam do małej - chodź ze mną, on musi chwilę zostać sam.
- Nie mów mi co muszę! - warknął na mnie
Wzięłam dziewczynkę na ręce, i skinęłam głową na Mel by popilnowała brata.
- Gdzie są twoi rodzice? - spytałam, gdy kawałek się oddaliłyśmy.
- Nie wiem. Czemu ten Pan się tak zezłościł? - spojrzała na mnie wyzywająco - To ty go rozgniewałaś?
- Tak to ja - uśmiechnęłam się smutno.
- Musisz go przeprosić - odrzekła
- Wiem... On i tak nie chcę mnie słuchać.
- Czemu? Przecież on Cię lubi...
Coś w beztroskiej gadce tej dziewczynki było coś zabawnego. Jak ja tęskniłam za czasem, gdy byłam przekonana, że życie jest dobre.
- Co się stało z twoimi rączkami? - spytała wskazując na moje dłonie
- To nic, zagoi się
W sumie to nie było "nic", ale nie chciałam jej wyprowadzać z błędu.
- Tam jest mamusia - wskazała na kobietę stojącą przy jednym z przypalonych domków.
Podeszłyśmy do niej.
- Och, Jenny chodź tu. Dziękuje Ci - uśmiechnęła się do mnie.
- To nic wielkiego - zbyłam ją ruchem ręki.
Podałam ją na ręce matki.
- Pamiętaj, musisz go przeprosić - przypomniała mi mała
- Nie zapomnę - uśmiechnęłam się niej.
Odwróciłam się jeszcze do niej i pomachałam.
Widziałam, że Andy rozmawiał z Mel. Chyba się o coś kłócili, ale z tej odległości było mi trudno ocenić.
Może już się trochę uspokoił, to mogę go przeprosić.
Wiem, że jak wtedy wyszłam z tej jaskini zachowałam się jak głupia suka, ale byłam przerażona.
Może zrozumie...
Ruszyłam powoli w ich kierunku.

[Andy?]

Od Andy'iego c.d: Isabel

- Puść mnie do cholery jasnej! - warknąłem.
Wyrwałem się jej. Ona nie ma prawa mnie już dotykać, zostawiła mnie i ja jej tego nie jestem w stanie wybaczyć.
- D-Dlaczego? - niemal płakała.
- NIE BĘDĘ ROZMAWIAŁ Z KIMŚ KTO MNIE ZOSTAWIŁ.
- Nie zostawiłam Cię! - krzyknęła ze łzami w oczach.
- Weź po prostu skończ! - krzyknąłem i zacząłem iść dalej.
Nagle doszedłem do wioski, ale Isabel i Mel nadal leciały za mną krzycząc, żebym tego nie robił.  W sumie w dupie to miałem.
Ludzie zaczęli się do mnie uśmiechać a ja podpaliłem jedną z chat.
Przez to przestali się uśmiechać, a ich miny zaczęły być bardziej przerażone.
- Andy! 
Ohh Mel, zamknij się.
Parę domków zaczęło się palić.
Zacząłem iść dalej i podpalać kolejne domy dopóki..
Dopóki na drodze nie stanęło mi.. Dziecko?
- Dlaczego to robisz? - zapytała smutnym dziecięcym głosikiem.
Zamurowało mnie.
A dziewczyny (Mel i Isa) przystanęły na progu wejścia do wioski i wszystko obserwowały.
- Bo...
- Dlaczego palisz domek moich rodziców? - schowała głowę w misiu.
Coś we mnie pękło.
- Nie rób tak - podeszła i przytuliła się w moją nogę. - Proszę, oni muszą dla mnie żyć.
Stałem jak wryty. Dziewczyny zrobiły przerażoną minę, pewnie sądziły, że zrobię dziewczynce coś złego.
- Nie zbliżaj się mała do niego! - szybko krzyknęła Mel.
- Ten pan jest dobry - powiedziała cicho - Ja to wiem.
Płomienie w całej wiosce zgasły.
Zgasiłem je i nadal stałem jak wryty.

Isa?


poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Od Isabel CD Andy'iego

- Co on wyprawia? - krew szumiała mi w głowie.
- Żądza krwi - dwa słowa. Tylko dwa... - RUSZ SIĘ!
Byłam... Sama nie wiem co... Wściekła, zdezorientowana zmartwiona...
Pozwoliłam Mel pociągnąć mnie na nogi.
Pociągnęła mnie za sobą.
- Isabel. Zrób to. Dla mnie. Dla siebie. Dla niego.
Pokiwałam smętnie głową.
- Ale szybko, bo zrobi coś głupiego!
Rzuciłam rzeczy na ziemię.
Ruszyłam sprintem za chłopakiem.
- Andy!
Nie odwrócił się.
- ANDY!
To był przenikliwy wrzask. Jeden długi, żałosny dźwięk.
Nie wiem jak, ale go dogoniłam.
Złapałam go za ramię.
- Nie rób tego, cokolwiek chcesz zrobić
- ZOSTAW MNIE! PUŚĆ MNIE, ŻAŁOSNA ISTOTO!
Zabolało. Trudno.
Próbował się wyrwać. Miał dużo siły, ale trzymałam mocno.
Zaczął się rozgrzewać. Parzyło mi ręce. Widziałam wielkie czerwone bąble pokrywające moje dłonie i palce.
Znów zabolało. Tym razem fizycznie.
Upadłam na kolana, nadal mocno go trzymając.
- Nie rób tego - po twarzy pociekły mi łzy - Błagam, nie rób. Możesz się wyżyć na mnie. Pobij mnie, wyzwij, zrób mi cokolwiek zechcesz, ale nie możesz zrobić krzywdy im...
Klęczałam tak na brudnej ziemi, ściskając jego ramię.

[Andy?]

Od Jacob'a c.d: Liesel

- A Ty co? Na zbawienie czekasz? - rzuciła jakaś typiara w moją stronę.
Co to, to nie.
- Zamilcz bo zaraz się przyjarasz tym petem skarbie - warknąłem.
- Uważaj, bo się przestraszę.
- Bu. - przewróciłem oczami.
Znów mój wzrok powędrował na jej dłoń.
Odruchowo zabrałem jej fajkę.
- E? Halo?
- Za halo w mordę walo, chcesz? - uniosłem pytająco brew i zaciągnąłem się fajką, niestety, zakrztusiłem się okropnym dymem.
- Pan doświadczony - powiedziała sarkastycznie.
- Co Ty kobieto jarasz do chuja pana?
Rzuciłem peta na ziemię i zgasiłem butem.
- Zapłacisz mi za to.
- Ratuję Cię od raka, to ty powinnaś mi zapłacić - wyszczerzyłem się w satysfakcjonującym uśmiechu bed boja tak bardzo jak to mam w zwyczaju.
Pies zaczął na mnie warczeć.
- Ucisz swojego kundla bo Lumi jeszcze nie skończył polować.
- Lumi?
- Wszystko chciałabyś wiedzieć, co?
Popatrzyłem w las zastanawiając się kiedy to moje wielkie bydle
...w końcu wróci.
Bo w sumie zaczyna mi się już powoli tutaj nudzić.

Liesel?

Od Andy'iego c.d: Isabel

Leżałem.
Spałem.
Spałem.
Leżałem.
Taka monotonia dnia, nie wiedziałem co ze sobą zrobić po stracie Isabel i miałem ochotę znów mordować. W moich oczach zbierała się złość, z każdą chwilą coraz gorsza.
- Andy? - powiedziała Mel
Popatrzyłem na nią groźnie.
- Andy, nie, tylko nie to.. Proszę Cię nie powtarzaj swoich błędów! - krzyczała.
- DAJ. MI. SPOKÓJ. - podkreślałem każde słowo.
- Nie, zostaw tych biednych ludzi Andy, oni Ci nic na litość boską nie zrobili!
- ALE ONA ZROBIŁA - warknąłem jak jakiś demon.
Mój głos był coraz bardziej ochrypły.
Wyszedłem z jaskini.
Zauważyłem... Ją.
- A Ty tu czego?! - również warknąłem.
Ale krzywdy jej nie zrobię, nigdy. Mogę krzyczeć, mogę nękać ją psychicznie jak zwykle, ale nie podniosę na nią ręki nigdy w życiu.
- Chciałam..
Nie dokończyła bo ja z furią w oczach ruszyłem ku Plemieniu Wody i jednej z pobliskich wsi.
- Andy nie! - wybiegła za mną Mel.
Chciała mnie powstrzymać.
Ciągnęła mnie za rękę.
Ale jestem dla niej za silny.
- ANDY NIE! - zaczęły jej lecieć łzy.
Isabel siedząca już trochę dalej (w końcu poruszaliśmy się z Mel) była istotnie zdezorientowana.
Nagle mnie puściła i podbiegła do Isy a ja kontynuowałem swoją podróż do Plemienia, żeby narobić rabanu... Spalić wszystko.
Już nawet nie było mnie widać w ich polu widzenia.
- Isa! - podbiegła Mel. - Musisz mi pomóc go uspokoić, on nie może znieść utraty Ciebie! Jeżeli zaraz nie przemówisz mu do rozsądku popełni swój kolejny najgorszy błąd w życiu! - płakała i była roztrzęsiona.

Isa?

niedziela, 3 kwietnia 2016

Od Noroell do Jermaine'a

Dziewczyna się przedstawiła jako Yuuna. Była uroczą różowowłosą o oczach błękitnych niczym niebo. W porównaniu do mnie nie dość, że była słodka i urocza. Była ode mnie wyższa, więc może jest starsza? Chociaż ta twarz wygląda, jakby była młodsza. Była ubrana w czarną sukienkę, z dodatkiem różowych falbanek i kwiatków. Nie przepadam za różem.
- Jestem Nyxs - przedstawiłam się z delikatnym uśmiechem. - Ile masz lat? - zapytałam z ciekawości.
- Siedemnaście - powiedziała spokojnie. Jej głos był równie słodki jak ona.
- Osiemnaście - była wyższa, a jednak młodsza. "Tak, więc nie urosnę" pomyślałam. – Pracujesz tutaj? - zapytałam. Rozejrzałam się po budynku, czyli po kawiarni. 
- Tak. Już od dawna - kiwnęła głową, a ja to odwzajemniłam, także kiwnięciem. – A ty chyba jesteś tu pierwszy raz - przyjrzała mi się uważnie, a po chwili jej twarz nabrała dziwny wyraz twarzy. "Tak, jestem ruda" zaśmiałam się w myślach, bo to było prawdą. 
- Dopiero wczoraj przyjechałam do tego miasta - wytłumaczyłam. Była to prawdę. Wczoraj mój pociąg się tutaj zatrzymał, a stary kolega pokazał mieszkanie, w którym mam zamieszkać. Teraz zwiedzam sobie miasto, a gdy wstąpiłam do tej kawiarni, od razu poczułam chęć poznania kelnerki, która odpoczywała przy jednym ze stolików.
- To świetnie, ale musze już wracać do pracy. Przerwa mi się skończyła – powiedziała z delikatnym uśmiechem. Pożegnałam ją także z bananem na twarzy, po czym zamówiłam kawę. Czekałam na nią chyba tylko z trzy minuty, a gdy ją otrzymałam, od razu mi posmakowała. Wzrok utkwiłam w okno, gdzie po chwili dwójka mężczyzn zaatakowała jakieś chłopaka. Uważnie się temu przyglądałam, ale gdy tylko zobaczyłam, jak ofiara przegrywa dostawszy kopniaka w brzuch, coś ukuło mnie w serce. Ruchem palce wylałam pod nogi jednego z brutali wodę ze ścieków, gdzie się poślizgnął, za nim zadał kolejny cios, tym razem w twarz. Drugi był zdezorientowany, dzięki czemu chłopak, na którego się oboje rzucili mój powalić go. Gdy oboje leżeli, chociaż były to tylko sekundy, chłopak spojrzał na mnie przez szybę. Uśmiechnęłam się lekko, po czym pomachałam mu. Gdy napastnicy zaczęli wstawać, on wbiegł do kawiarni, a ja kolejnym ruchem palca wylałam wodę ze ścieków na ich dwójkę.

<Jermaine?>

Mag Wody - Noronell Lore

Imię: Noronell (mówią na nią Nora lub Nell)
Nazwisko: Lore
Wiek: 18 lat
Charakter: Jedno słowo ją opisuje najbardziej – optymistka. I to jaka. Świat widzi tylko w kolorowych kolorach i nie myśli o zmianie. Uwielbia się cieszyć i dzielić się radością z innymi. Niektórzy mówią o niej wariatka, gdyż ma często głupie pomysły, ale to tylko dlatego, by się nie nudzić. Nienawidzi siedzieć w miejscu i nic nie robić. Można by pomyśleć, że ma ADHD, ale jest całkowicie zdrowa na umyśle – przynajmniej tak myśli. Jest rozmowna i towarzyska. Uwielbia spędzać czas w grupie przyjaciół i robić szalone rzeczy. Ciężko jest ją obrazić, gdyż dosłownie wszystko bierze na żarty, przez co poważne rzeczy nie potrafi brać na powagę bez uśmiechu na twarzy czy śmiania. Z tego powodu dużo ludzi się do niej zraża. Jest trochę nachalna i strasznie ciekawska. Gdyby mogła, chciałaby znać wszystkie tajemnice świata. Jeśli chodzi o ludzi przeciwnych do niej… szanuje i toleruje jak każdego innego człowieka. Nie ważne kim jesteś, według niej każdy powinien mieć drugą szansę, bo każdy może się zmienić nawet na dobre, czy lepsze. Jeśli nie chcesz jej towarzystwa, po prosto to jej powiedz. Wzruszy tylko ramionami, pożegna się radośnie i zniknie ci z oczu. Nie rozumie jak można robić komuś krzywdę świadomie i do tego cieszyć się z tego. Dla niej to niezrozumiałe uczucie. Stara się pomagać ludziom, niezależnie od problemu jaki ich dręczy, czy jakie mają hobby. Nie potrafi nikogo skrzywdzić, nikogo. A tym bardziej pozbawić kogoś życia. Jednak wie co to sprawiedliwość i jeśli ktoś naprawdę musi umrzeć, zgodzi się na to, ale ona sama tego nie zrobi. Ma zbyt miękkie serce do takiego potwornego czynu. Jednak prócz tej radosnej rudej dziewczynki, która potrafi nawet skakać radośnie po krawężniku, wie co to ból i smutek. Przeszła przez to. Wie co to stracić bliską ci osobę i nikomu tego nie życzy – nawet największemu wrogowi. Zawsze chowa smutek, ale łatwo odkryć co ją gryzie. Jest strasznie ufna i szybko przywiązuje się do ludzi, przez co boli ją odrzucenie przyjaciela, ale stara się tego nie przeżywać. Gdy jest smutna, świat traci kolory i widzi jest w szarych barwach. Nie ma ochoty na zabawę, ale pomimo tego uśmiecha się, śmieje i normalnie rozmawia.
Żywioł: Woda
Partner: Słowa „Kocham Cię” są takie zabawne…
Rodzina: Wszyscy zostali zabici przez człowieka władającym ogniem
Broń: ---
Poziom Perfekcji: 1
Zwierzę: Wodny wilk Neresha
Inne: 
- Zawsze gdy rozmawia patrzy komuś w oczy
- Uwielbia pływać
- Kocha zwierzęta, a najbardziej wilki
- Ma uczulenie na czekoladę, orzechy i cytrynę
- Boi się ognia, gdyż kiedyś została nim poważnie zraniona
Inne zdjęcia: ---
Email: annastankiewicz987@wp.pl (ale i tak nie mam dostępu do bloggera)
Steruje: Pandemonium.

Od Isabel CD Andy'iego

Z cienia wyłonił się wilk.
Wielkie szare cielsko poruszało się leniwie.
Świsnęła strzała.
Upadł na ziemię.
Wyciągnęłam grot z jego ciała. Był cały we krwi.
Przed oczami stanął mi ten człowiek, którego zamordował Andy.
- Nie - wbiłam mój nóż łowiecki w najbliższe drzewo.
- Nie! - to było nieco głośniejsze od poprzedniego krzyku, a nóż zagłębił się nieco głębiej
- NIE! - teraz to już był prawdziwy wrzask, a broń zatopiła się w drewnie po samą rękojeść.
Miałam mały problem z wyszarpnięciem broni.
Teraz z pewnością słyszała mnie cała okolica.
Wracam tam.
Tą decyzję podjęłam tak szybko, że nawet nie zdążyłam się nad nią zastanowić.
Był tylko jeden mały problem. Nie miałam pojęcia gdzie jestem.
Bez skutku rozglądałam się dookoła.
Chociaż...
Tak! Światło. Odległe, ale jednak światło.
Ruszyłam w danym kierunku.
Jaskinia.
Tak, to ona.
Wejście było pokryte lawą.
Nie wejdę, trudno.
Poczekam w pobliżu.
Może już mi nie pozwoli wrócić...
Jak tak to oddam mu naszyjnik. Kosztował fortunę, muszę go zwrócić.
Usiadłam na ziemi nieopodal.

[Andy?]

sobota, 2 kwietnia 2016

Polecam

Mam przyjemność polecić wam bardzo fajny blog!


Aktualnie jest rok 2014. Nauka brnie dalej do przodu, poznając nowe aspekty świata. Odkrywa się wiele nowych rzeczy, których normalny człowiek nie pojmuje. Co więcej wiele ludzi po tych wszystkich latach, wysnuło teorię. Że tak na prawdę Doktor Raymund za swoje życia mógł już robić eksperymenty na gatunku ludzkim, by go udoskonalić. 
Jednak nie są to potwierdzone informacje...Czy znajdziesz dowody, na faktyczne istnienie tej hipotezy? Dowiesz się czy w ogóle są takie osoby? Ile ich jest i co potrafią? Tylko od ciebie to zależy...

Od Andy'iego c.d: Isabel

- Gdzie ona poszła? - zapytała Mel.
- Nie wiem do cholery! - krzyknąłem.
- Idź za nią.
- Nie mogę trzymać jej na siłę, jeżeli mnie nie kocha... To niech sobie idzie - już język zaczął mi się plątać.
- Nie, nie chcesz tego, a ona Cię kocha.
- Gówno prawda! Gdyby mnie kochała, to by ze mną została - krzyczałem przez łzy.
- Zabiłeś tego człowieka? - zapytała.
Ehh ja pierdole.
- Tak.
- I dziwisz się jej?
- A dziwisz się mi skoro chciał ją zgwałcić na moich oczach?!
- Yy.. Nie, no w sumie powinna zrozumieć Cię trochę.
- Ona się boi, że ja ją zabije.
- S-Słucham? - teraz ją zatkało. - Znam Cię, i wiem że nie zrobiłbyś jej krzywdy.
- Serio? Jej to powiedz, a nie mi.
- Leć za nią Andy.
- Nie.
- LEĆ DO CHOLERY.
- NIE MAM ZAMIARU, JAKBY MNIE KOCHAŁA TO BY ZOSTAŁA - krzyknąłem. - ALE ONA MNIE NIE KOCHA TAK, JAK JA JĄ KOCHAM. ONA NIE KOCHA MNIE WCALE!

Isa?

Od Isabel CD Andy'iego

Szłam szybko. Zmierzałam do lasu. Oczywiście, że tak.
Obracałam w palcach naszyjnik od Andy'iego.
Jak szybko zdołam o nim zapomnieć.
Łzy pociekły mi po policzkach. Nie dam rady. On będzie mnie do końca życia prześladować.
- Tit? 
Koliber cicho zaćwierkał w odpowiedzi.
- Nie wierzę, że tak mało się tobą zajmowałam. To przez niego - moim ciałem wstrząsnął szloch - Za długo tkwiłam w tej jaskini. Nie powinnam była...
Osunęłam się na mech.
Ale byłam taka szczęśliwa. Jak nigdy...
I tak by mnie w końcu stamtąd wyrzucił.
Oto kim byłam: głodna, bezdomna dziewczyna, która od zawsze była tylko kłopotem.
Czemu ja nie mam matki, domu...?
- Czemu?! - wrzasnęłam
Trzeba było siedzieć cicho. Każde zwierze, człowiek, cokolwiek.... Wszyscy wiedzą gdzie jestem.
Trudno. Niech mnie zabije coś. Szybko, bezboleśnie.
Przypomniałam sobie jak mnie całował. 
NIE! Nie możesz dopuścić takich myśli. 
Isabel... jego głos jak wypowiadał moje imię.
Złapałam się za włosy. 
Nie, nie, nie...
Byłam zmęczona. Nie wiem ile spałam w jaskini, ale na oko jakieś 2 godziny. To za mało. 
Jednak nawet nie miałam ochoty spać. 
Wrzeszczeć.
Płakać.
Przeklinać.
Ale nie spać.
Coś poruszyło się w mroku. Nie wiem co. Człowiek, zwierze, czy jeszcze co innego...
Po chwili strzała była skierowana wprost w tym kierunku.

[Andy?]

Od Andy'iego c.d: Isabel

Wyrwałem się ze snu.
- C-Co się dzieje? - doczołgałem się do dziewczyny.
Patrzyła na mnie ze strachem i tak jakby... Obrzydzeniem? Odsuwała się ode mnie ilekroć próbowałem być bliżej.
- Isa..
- Nie dotykaj mnie, proszę Cię, Ty... Ty chciałeś mnie zabić.
Wtedy mną wstrząsnęło. Sam się od niej odsunąłem.
- Chyba w to nie wierzysz? - byłem lekko zły.
- Owszem, wierzę! Nie wierzyłam do tej pory kiedy zabiłeś tamtego faceta!
- I nie zabiłem tylko jego - tym razem zacząłem się drzeć, nic nie poradzę, taki jestem - Wymordowałem wioskę, nawet nie, WIOSKI, i co? Nie byłem wtedy tym samym chłopakiem, którym jestem teraz! Wtedy szalała mną złość bo straciłem kogoś ważnego..
Chciałem mówić dalej ale dziewczyna zaczęła się pakować.
- Co robisz?
- Na razie pójdę mieszkać gdzie indziej.
- Isa..
- Ja muszę to sobie przemyśleć.
- Przemyśleć co?! Że Cię uratowałem? Świetnie! Chciałaś żeby ten frajer Cię zgwałcił? To leć do niego chociaż nie obiecuję, że jego zwłoki są nadal ciepłe! - warknąłem.
Znowu moja druga strona się odzywa.
Ciemna strona.
Stara strona.
- Jak mogłeś.
- Jak mogłem co?!
- Tak powiedzieć. - minęła mnie i wyszła.
- Świetnie zostaw mnie jeszcze Ty! - krzyknąłem gdy wychodziła i spadłem na kolana.

Isa? ;_________________;

Od Aaron'a CD Cassandry

Gdy się obudziłem, obok łóżka stało coś przykryte pokrywką. Pewnie Cass zrobiła śniadanie i znowu się położyła, bo spała. Pocałowałem ją w czoło i wstałem najdelikatniej jak mogłem, byle by tylko jej nie obudzić. 
Brawo.
Udało się.
Wziąłem tackę i wyniosłem do innego pokoju. Oczywiście zostawiłem połowę dla dziewczyny. Przydałoby się znaleźć pracę. Zrobić coś ze swoim życiem. Muszę dać jej jak najlepsze życie. 
Tak.
Mam już plan. 
Założymy ogródek.
Zostawiłem Cass karteczkę z wiadomością, że pojechałem szukać pracy. 

~~~

Wróciłem po południu. Od dzisiaj będę pracował w piekarni.
Bardzo męska praca no ale cóż, nie było nic lepszego.
A, jak to mówią, żadna praca nie hańbi, czyż nie? Wróciłem jakoś tak w porach obiadowych. Puściłem Septuma na padok, a sam powoli wszedłem do domu. 
- Kochanie, wróciłem- powiedziałem, zdejmując kurtkę, wieszając ją na wieszak i zdejmując buty.

Cass?

Od Isabel CD Andy'iego

Kręciło mi się w głowie.
- Jak mogłeś? - odsunęłam się od niego
- Co? - i jeszcze się pyta...
- Zabiłeś go!
Podciągnęłam kolana pod brodę.
Trzęsłam się. Nie wiem czemu. Nie z zimna. Chyba z szoku.
- Ty zdajesz sobie sprawę co on chciał zrobić?
Tak, doskonale. Nawet mi powiedział.
- Ale nie zdążył.
- Isa... - wyciągnął do mnie rękę
- NIE DOTYKAJ MNIE! - wrzasnęłam
Nie cofnął ręki.Objął mnie ramieniem.
Cała zesztywniałam ze strachu.
- Nie bój się. Tobie nic nie zrobię.
- Mówiłam, że masz mnie nie dotykać - wysyczałam
Tylko przysunął się bliżej.
W pewnym sensie chciałam, żeby się przysunął, a w innym wolałbym żeby był jak najdalej ode mnie.
- Isabel, popatrz na mnie...
Powoli odwróciłam głowę.
Ujął moją twarz w dłonie.
- Nigdy nie zrobię Ci krzywdy. Więcej nie będziesz musiała czegoś takiego oglądać.
Pochylił się do przodu i mnie pocałował. Bardzo delikatnie, jakbym miała się spłoszyć.
- Już dobrze... - przybrał cichy, kojący ton. Nigdy nie słyszałam żeby tak mówić.
Weszłam mu na kolana.
Zaśmiał się cicho.
Zaczął mnie kołysać. Czułam się jak malutkie dziecko.
Położyłam mu głowę na ramieniu i po chwili zasnęłam.

~~*~~

Śniło mi się, że ktoś wpycha mnie na konia, a potem wywozi nie wiadomo gdzie. Gryzę i drapię, ale to nic nie daje - napastnik nic sobie z tego nie robi. Wywozi mnie do jakiegoś starego zamku. W lochu, w którym mnie zostawił, panuje absolutny mrok. Wtedy wraca. Pierwszy raz widzę jego twarz - Andy. Jego oczy są czarne. Widzę błysk, a potem nóż, lecący na mnie.

~~*~~
Obudziłam się z krzykiem.

[Musisz ją przekonać, że jej nic nie zrobisz. Andy?]

Od Jacob'a c.d: Idy

W sumie nie byłem zły, ale jej aluzja do mojego niby gejostwa jest wstrętna. Sama ta myśl mnie przeraża, nie mam nawet najmniejszej tolerancji do takiego szajstwa.
- Wybacz mi skarbie, ale Twoje umiejętności są na takim poziomie, że nawet Bóg ich nie załata - warknąłem.
- Oh, bądź moim Nadbogiem.
- Tylko tego pragnę - rzuciłem sarkastycznie znów się odwracając.
~~*~~
Stało się jak się stało, a mianowicie pół godziny później siedziałem z nią na jakiejś przeklętej  salce treningowej na otwartej przestrzeni obok jakiegoś pola dla Nomadów. Przekleństwo rasowe. Było tak cholernie gorąco dzisiejszego dnia, że nawet dla mnie, Maga Ognia zrobiło się w ubraniu.. cóż, gorąco.
- Nie wbijaj we mnie swojego uwodzicielskiego spojrzenia kotek, bo zacznę się na poważnie martwić, że na mnie lecisz - mrugnąłem do niej zaczynając się śmiać.
- Marzę tylko, żeby się na Ciebie rzucić i uprawiać z Tobą dzikie orgie - przewróciła oczami.
- Zapraszam - znów się wyszczerzyłem.
A ona kolejny raz przewróciła tymi zagadkowymi brązowymi oczami.
W sumie chwilowo się w nie zagapiłem.
- E przystojniaczku, może w końcu zaczniesz mnie uczyć?
Westchnąłem.
- Pierw musisz się skupić.
- Jak mam się skupić, gdy mam koło siebie to ciało - tym razem ona rzuciła sarkazmem.
- Bez sarkazmu, proszę - wymamrotałem i poszedłem do niej.
- Pierw musisz się skupić, poczuć to powietrze co Cię otacza, zamknij oczy i złącz się z nim, stwórz spójną całość jesteś do tego stworzona będąc magiem Powietrza, poczuj go i usłysz jego dźwięk gdy wieje wiatr - powiedziałem, a dziewczyna zamknęła oczy i stała w ciszy.
Nagle wiatr zaczął wiać szybciej.
- Właśnie tak maleńka.
Złapałem ją za biodra.
Ona podskoczyła do góry.
- Uspokój się nie chce Cię zgwałcić - mruknąłem - Po prostu napnij wszystkie mięśnie zwłaszcza mięśnie na brzuchu, musisz być napięta kontrolując tak niebezpieczny żywioł.
Odsunąłem się od niej potem.
- Właśnie tak  - spojrzałem otumaniony na pole obok.
Otworzyła oczy i wszystko opadło.
- Zajebiście Ci poszło - powiedziałem lekko zdziwiony szybkością jej nauk - Masz najlepszego nauczyciela na świecie, tak mi się wydaje - odparłem.

Ida?

Od Andy'iego c.d: Isabel

Patrzyłem na niego mroźnym wzorkiem. Dobrze wiedziałem kto to jest. Nienawidzi mnie od kiedy to mi zaproponowano bycie dowódcą w Armii Narodu Ognia.
- Bernard.
- Ah, Andy. - uśmiechnął się szorstko.
- Nie zapomniałeś już jak ostatnio zlałem Ci dupę? - uśmiechnąłem się mimowolnie.
- To był tylko raz, Hemingway. - A teraz oddaj nam dziewczynę.
Zaśmiałem się obok tego przebrzydłego typka.
[Tak, na gifie jest Andy]
- Nigdy - stanąłem za nią.
Wezwał tych swoich dwóch goryli i zaczęliśmy się nawalać, Isabel zrobiła parę kroków do tyłu nieźle przestraszona. Waliliśmy się tak cały czas, mieli przewagę liczebną, ale ja nie dawałem za wygraną, usłyszałem jedynie konia i krzyk dziewczyny.
Odwróciłem się w stronę odbiegającej szkapy wraz z nieprzytomną dziewczyną i tym frajerem.
W tym momencie przez moją nieuwagę dostałem w twarz.. Tak mocno, że sam straciłem przytomność.
~~*~~
Obudziłem się w jaskini.. Jak?
- Isa.. - wymamrotałem podnosząc się, kurwa moja głowa.
- Nie ma jej - usłyszałem głos Mel - Casper Cię przyniósł.
Ten sukinsyn jej?
- Gdzie Isabel? - zacząłem się drapać po głowie i wszystko zaraz wróciło.
Gangster.
Goryle.
Krzyk.
Ból.
Nic.
Wstałem gwałtownie.
- Kurwa mać porwali ją! - warknąłem.
- Kto porwał kogo?  Ej Andy tylko ty.. Nie mów, że Ty..
Osunąłem się na ścianę siedząc już potem na ziemi.
[Tak, tu też jest on]
- Andy - podeszła do mnie - Nie.. Nie martw się.
Kurwa gdzie oni mogą być?
Z oczu zaczęły mi lecieć łzy, a przecież faceci nie płaczą, cholera by to. Nie mogłem się powstrzymać, sama myśl o tym, że ją straciłem była nie do zniesienia.
[Tyle znalazłam z nim gifów, że się bój]
Byłem tak strasznie załamany, do tego była już noc, nie mogłem zrobić nic. Albo przeczekam do rana albo kurwa się zabije.
- Andy! - krzyknęła - NIE MAZGAJ SIĘ CHŁOPIE - teraz już warczała, normalnie jak nie moja siostra - MUSISZ SIĘ USPOKOIĆ I JUTRO PÓJDZIESZ I ZLEJESZ IM DUPY ZROZUMIANO?
Może jej słowa nie były za dobre, ale podniosły mnie na duchu.
Siedziałem tak jeszcze długi czas, gdy Mel zgasiła mi światło.
Przymknąłem oczy i zasnąłem.
~~*~~
Obudziłem się rano i wybiegłem z jaskini, byłem nabuzowany, naładowany tak siarczyście potwornie złą energią, że miałem ochotę pozabijać wszystkich wokół. Ciekawe co z Isabel.. Jak się trzyma? Do diaska, nie mogę przestać o niej myśleć.
Wbiłem do [kiedyś] siedziby tego gnoja, byłem kiedyś z nim, razem zabijaliśmy ludzi to prawda, ale skończyłem z tym, skończyłem z zabijaniem, gdy tylko poznałem Isabel.
- GDZIE ON JEST? - złapałem jednego za szyję i podniosłem jedną ręką.
- Kto? - odparł wystraszony debil z jego paczki.
- BERNARD GNOJU.
- J-Ja nic nie wiem! - nie mógł już oddychać prawie.
Przycisnąłem rękę mocniej, dzisiaj byłem gotów zabijać.
- W ZZZZAAMMKU - odparł i po prostu padł. Zdechł z braku tlenu.
Ale informację mam.
Ukradłem komuś konia i pędziłem jak debil.
[olejmy fakt, że na tym gifie jest dziewczyna, a nie Andy]
W końcu dotarłem.
Rozwaliłem drzwi i po prostu tam wpadłem.
Miałem założony kaptur na głowie i zagadkową wściekłą minę.
- Ostatni raz widziałem tą minę Andy, jak razem mordowaliśmy wioskę Ziemi.
Dziewczyna spojrzała na mnie z szokiem na twarzy. Była związana.
Tak, zabijałem ludzi ale to przeszłość.
Bernard niebezpiecznie zbliżał się do dziewczyny chcąc się z nią zabawić.
- O KURWA NIE, TYLKO JA MOGĘ JEJ DOTYKAĆ.
- Andy! - ostrzegła mnie Isa przed gorylami.
Chciałem się na niego rzucić, ale wczorajsze debile mnie napadły po raz kolejny, dzisiaj już nie dam im za wygraną.
Rozpoczęła się kolejna fantastyczna walka, którą wygrałem ja.
Teraz czas na Bernarda.
Mężczyzna zrobił przerażoną minę, a ja jeszcze nigdy nie czułem takiej satysfakcji.
Zabiję go.
- Dokończę to, co powinienem zrobić podczas naszej ostatniej bitwy, Bernard - szedłem ku niemu a on chciał mnie kopnąć. Złapałem mu nogę i zacząłem w nią nawalać do momentu, gdy usłyszałem trzask łamiącej się kości. Potem dostał jeszcze w szczękę i łokciem w żebra.
Padł wycieńczony na ziemię.
- Giń - dostał z buta w szczękę, miałem przy sobie jeszcze nóż.
- Andy, nie!
- Wybacz, Isabel - zatopiłem nóż w jego głowie w taki sposób, że padł martwy sekundę później.
Dziewczyna zemdlała po raz kolejny.
~~*~~
Położyłem ją na naszym łóżku w jaskini i czekałem aż się obudzi.
W końcu to zrobiła, a ja uśmiechnąłem się do niej.
- Nigdy więcej mi tak nie rób - wyszeptałem.
Nagle wbiła Mel.
- Owszem nie rób, ryczał mi jak małe dziecko - i wyszła.

Isabel?

Od Isabel CD Andy'iego

- To jest niesamowite... - szepnęłam
Ile to musiało coś takiego kosztować?
Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
- To musiało kosztować fortunę
Wzruszył tylko ramionami. 
- I co ja mam Ci kupić? - pogrzebałam w kieszeniach - Stać mnie najwyżej na dwa jabłka!
- I co z tego? Odwróć się na chwilę.
Usłuchałam.
Zapiął mi naszyjnik na szyi.
Jeszcze raz go pocałowałam.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się do niego
Karteczkę schowałam głęboko do kieszeni i ścisnęłam w dłoni.
- Isa wracamy do domu?
Złapałam go za rękę. 
- Jak chcesz - uśmiechnęłam się do niego.
Przebiegłam wzrokiem po placu.
Serce mi zamarło. Rozpoznałam faceta stojącego nieopodal.
To był ten, który przegonił mnie tamtego dnia po dachach.
- Isabel? - Andy spojrzał się na mnie
- Chodźmy, zanim...
Zamierzałam dodać "nas zauważy", ale już to zrobił.
Zaczął przepychać się w naszą stronę.
- Widzę, że podkręciłeś wartość naszej koleżanki - wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu
- Znasz go? - zwrócił się do mnie Andy
Pokręciłam głową.
- Raz go już widziałam, a to nie było przyjemne.
- Może oddasz nam ją, to Cię nie pobijemy - za facetem stanęło dwóch osiłków. Teraz zrozumiałam czemu cały czas mówił o "nas".
Nie odda mnie. Nie odda... Chyba.
Zerknęłam na Andy'iego. Z jego twarzy nie dało się nic odczytać.

[Andy?]

piątek, 1 kwietnia 2016

Uwaga





















Uwaga odbył się właśnie pierwszy ślub!

Aaron & Cassandra

Od Andy'iego c.d: Isabel

Nie mam pojęcia po co tam idę ale mam plan.
- Isa ja pójdę się pokręcić troszkę.
- Gdzie?
- No daj mi moment.
Ruszyłem w stronę mojego dawnego przyjaciela, musiałem z nim trochę pogadać o tym i o siakim.
~~*~~
- Masz to dla mnie?
- Oczywiście, nawet świeżo zapakowane - mrugnął.
Ja nie jestem homo.
Westchnąłem.
- Ile?
- Nie wiem czy Cię stać, to jest cenn..
- Ile?
Mężczyzna powiedział cenę.
Cholera. Ale w sumie pracowałem większość życia i nie opłacałem nikogo, mam tyle kasy, że mógłbym kupić nawet takie pięć. Teraz w końcu mam na kogo wydawać.
- Bierz - podałem mu hajs.
- Co to za dziewczyna i czy aż tyle kosztuje? - wytrzeszczył gały widząc forse.
- Uwierz, dużo więcej - wziąłem rzecz i pożegnałem się.
~~*~~
Znalazłem Isę wśród jakiś straganów.
- Isa..
- Andy!
- Mam coś dla Ciebie.

Pokazałem jej mój drobny prezent.

Do tego z drobną karteczką...

- Mam nadzieję, że Ci się podoba - zacząłem się drapać z nerwów po karku.
Przecież nie mogę do już oddać.
To jest czysty Rubin, niby kamień szlachciców, który nawiązuje do ogromnej miłości między dwoma ludźmi. Oby to była prawda.

Isa?

Od Aaron'a CD Cassandry

Kiedy Cass weszła do środka, po prostu mnie zatkało. Przedtem zachowywałem resztki spokoju, ale teraz? 
Jak?
Powiedzcie jak, bo ja nie wiem!
Ręce zaczęły mi się trząść, ale jakoś dałem radę wytrzymać.

~~~

Było już po ceremonii. Na całe szczęście, bo dłużej bym chyba nie dał rady. Jechaliśmy karetą na plażę. Oczywiście ona o niczym nie wiedziała. Eric zatrzymał się, a resztę drogi przebyliśmy pięknie ozdobioną ścieżką. Dotarliśmy na plażę, gdzie znajdowała się sala weselna.


Dziewczynie chyba się spodobało, bo co rusz kręciła głową, nie wiedząc, gdzie patrzeć. Orkiestra już czekała. Oprócz rodziny byli też najbliżsi przyjaciele. Gdy nadchodził wieczór, wszyscy przenieśli się do pobliskiego namiotu.


Ja, no cóż. Gdy wszyscy dopiero się rozkręcali, ja już padałem zmęczony. Przysypiałem przy stole, ale nie wypadało opuścić gości. Kompletnie już mi się wszystko wyłączyło. Kiedy mnie o coś pytali, ja tylko przytakiwałem niemrawo. Ludzie, ile ja tu muszę jeszcze spędzić? Nie byłem do tego przyzwyczajony. Balować do rana. Inni, którzy chodzili sobie na imprezy na spokojnie wytrzymają, ale nie ja. Za każdym razem gdy mówili, żebym się położył gdzieś spać, ja tylko odmawiałem wytrwale twierdząc, że wszystko w porządku. 

Cass? Do dupy ;-;