środa, 31 sierpnia 2016

Od Aaron'a do Jacob'a


~*~
Woda unosiła się i opadała w spokojnym nurcie porywając wszystkie śmieci, które stanęły jej na drodze. Można by powiedzieć, że była zbyt spokojna, zbyt przejrzysta, w swoim stoicyzmie za bardzo nietypowa. Zanurzyłem dłoń w ciepłej cieczy, która załamując światło ukazała ją w nieco innym świetle. Odetchnąłem cicho pozwalając by przejrzysta woda zmyła czerwone ślady z moich dłoni. O dziwo też byłem wyjątkowo spokojny, niemal emanowałem opanowaniem, mimo tego czego dopuściłem się chwilę temu. Odwróciłem się przez prawe ramię wlepiając spojrzenie we własne dzieło. Dom płoną nieskazitelnym, czerwonym, gorącym blaskiem, który dosłownie muskał moją twarz otaczając ją ciepłem. Wrzask Cartera ucichł a jego ciało zwęgliło siwy dym. 
Mój tato nie będzie już miał problemów z długami, nie będzie musiał bać się, że nie będziemy mieli za co żyć, nie będziemy musieli martwić się o najbliższe godziny naszego życia. Wierzyłem, że jest ze mnie dumny, chociaż gdzieś w środku czułem, że jeszcze tego pożałuję. 
Mając na uwadze wszystkie jego czyny, nie miałem wyrzutów sumienia, dostał to na co zasłużył, więcej nikogo nie skrzywdzi, nikt więcej nie będzie przez niego cierpiał. Odetchnąłem cicho spoglądając w dół. Ciepły płyn rozlał się na moje ubranie, wsiąkając w moją skórę, spłynął po moich dłoniach, otaczając mnie całego. 
Z nieznanego mi powodu zaczął wypływać z moich włosów, zalewając mi oczy i usta. Wdzierał mi się do nozdrzy, oblewał twarz uniemożliwiał oddech. Krew objęła mnie całego nim nastąpiła kompletna ciemność ogarnęła mnie całego, rozpływając się w niewyraźne kształty...
~*~


Zerwałem się z łóżka, obracając w bok tak, że owinąłem sobie kołdrę wokół nóg, która uniemożliwiła mi ochronę przed bolesnym upadkiem. Runąłem na ziemię uderzając głową w szafę. Udało mi się też przy tym obudzić wszystkich dookoła. 
- Aaron zamknij się wreszcie i idź spać, obiecuję, że jeśli jeszcze raz wydrzesz tę swoją skundloną japę przyjdę i sama osobiście Ci ją wyrwę! - głos Hayley rozległ się po całym domu. 
Poprawka.
Naprawdę wściekły głos Hayley rozległ się po całym domu dając mi do zrozumienia, że mam się zamknąć. Wywinąłem się z kołdry i usiadłem na brzegu łóżka chowając twarz w dłoniach.
To, co czułem teraz ni jak miało się do moich sennych doznań. Zdruzgotany i załamany drżałem powstrzymując słone krople. Wyrzuty sumienia nieraz były nie do zniesienia. Ogarniały mnie całego i trzymały w swoich sidłach odbierając mi oddech, a czasem nawet racjonalne myślenie. Nie wiem jak długo wytrzymam te presję.
Wraz z wnioskiem, że i tak już nie zasnę naszła mnie ochota by ruszyć na dłuższy nocny spacer. Zerwałem się na równe nogi i energicznym ruchem otworzyłem szafę.
Właściwie to pokój, który zajmowałem był tak mały, że nie musiałem nawet wstawać z łóżka by wyjąć ubrania.
Szara bluza i czarne spodnie otoczyły moją piżamę składającą się z luźnych szortów i białej podkoszulki razem z przyjemnym zapachem perfum. Uśmiechnąłem się do siebie poprawiając w przyczepionym do drzwi lusterku włosy i opuściłem pomieszczenie zostawiając za sobą ciche skrzypnięcia. Zbiegłem po zniszczonych schodach, z których powoli sypał się tynk prosto na głową Nicholasa, kolejnego mieszkańca tego budynku i wydostałem się na świeże powietrze.
Nocą miasto tętniło życiem jak za dnia. Tylko w innym sensie... Głośna muzyka, zapach szybkiego jedzenia, alkoholu i papierosów towarzyszył mi w podróży do centrum miasta. Każdy mój zmysł reagował na poszczególne bodźce inaczej i dla każdego były one dosyć nieprzyjemne. Właściwie to nie przepadałem za nocnym życiem miasta. Chorzy zboczeńcy czekali tylko na łatwe panienki by zaliczyć z nimi krótką przygodę, alkoholicy kręcili się z budynku do budynku poszukując choćby najdrobniejszych pieniędzy jakie pozwoliłyby im na chociażby najmarniejsze piwo, a dość skąpo ubrane dziewczyny kokietowały napitych mężczyzn by następnie dać im kosza i mieć co opowiadać koleżankom.
Nie pasowałem do tak przedstawionego świata.
Chociaż...
Jakby się lepiej zastanowić to ja przecież nie pasowałem nigdzie. Możliwie, że to z braku znajomych, albo bo po prostu nie chciałem ich mieć. Z irytacją jednak musiałem przyznać sam przed sobą, że to było złe. Miło by było mieć przy sobie kogoś bliskiego, kogoś kto skopie Ci dupę gdy popełnisz błąd i poklepie po plecach gdy uda Ci się osiągnąć coś dobrego.
Mimo wszystko jednak wolałem nie wdawać się w żadne znajomości, nie chciałem nikogo skrzywdzić tak bardzo jak własnych rodziców te kilka długich lat temu.
Chciałbym, żeby wspomnienia porzuciły mnie tak samo jak oni. Żeby wszystko odeszło ode mnie tak jak moja rodzina. Żebym w końcu mógł ułożyć sobie życie na nowo tak, jak zawsze chciałem.
Niesiony dość ciężkimi myślami oderwałem się od rzeczywistości zapominając kompletnie o tym, że nogi niosą mnie w nieznanym kierunku. Rozejrzałem się po okolicy. Centrum miasta, muzyka głośniejsza niż gdziekolwiek indziej, masa ludzi podążających w swoim kierunku, kompletnie mnie ignorujących, niektórzy szli zamyśleni we własnych problemach, inni z grupą przyjaciół podążając za jedno-nocnym szczęściem. Stałem właśnie przed jakimś studio tatuaży czy coś takiego... Grupka ludzi w środku wyraźnie zirytowana czekała na swoją kolejkę

Nocą spełniamy marzenia, o których za dnia boimy się nawet pomyśleć...

Przyjrzałem się im wszystkim jeszcze raz dostrzegając w tłumie zakapturzoną twarz. Znajomą twarz.
Stałem tam jak wryty upewniając się, że to właśnie on.
Ta sama długa blizna przeszywająca policzek. Te same ciemne, niebieskie oczy, które właśnie niemal mordował mnie spojrzeniem.
Możliwe, że kilka lat temu bardzo poważnie nawywijałem. Możliwe też, że kilka lat temu brałem udział w jakimś napadzie.
I nie wykluczam opcji, że przez sprytną ucieczkę z miejsca zbrodni gość, który właśnie lustrował mnie wzrokiem odbył dwa razy dłuższą karę.
Odwróciłem się na pięcie gotów do odejścia, ale było za późno.
- Hej Ty! Myślisz, że nie pamiętam?! - głos z budynku wydarł się głośno, a jego właściciel z impetem ruszył w moją stronę. Był ode mnie sporo wyższy i zdecydowanie bardziej umięśniony. Znalazł się przy mnie w dosłownie trzech krokach i uniósł za kołnierz bluzy. - Jesteś mi coś winien nie uważasz? - nie odpowiedziałem. Wiercąc się, na wszelkie sposoby próbowałem kopnąć napastnika w jakąkolwiek część ciała na tyle mocno, by choć na cenne sekundy odwrócić jego uwagę, co ni jak mi się nie udało.
Jakkolwiek nie lubiłbym się bić nie miałem szans z kimś kogo wzrost sięgał dwóch metrów. Chłopak puścił mnie na ziemię i pchnął tak, że z impetem uderzyłem w ścianę budynku głową rozbijając małą szybkę.
Poczułem jak krew skleja mi włosy, a ból roznosi się po mojej głowie. Dzięki Bogu szkło było na tyle cienkie, że ochroniło mnie przed ciężkimi obrażeniami.
- Myślę, że dostałeś to na co zasłużyłeś. Prosiłeś się o to, skoro sam mnie nie wydałeś - odciąłem się, gwałtownie nabierając powietrza. Oczywiście tłum zainteresowanych zebrał się dookoła nas, a ja nie miałem zamiaru ściągać na siebie uwagi obecnej gdzieś w okolicy policji dlatego też uniemożliwiało mi to zaatakowanie chłopaka. Chociaż w tym momencie bardziej obchodził mnie fakt, że właścicielowi budynku będę musiał zwrócić pieniądze, a nie mam bladego pojęcia skąd je wezmę. Szyderczy śmiech dotarł do moich uszu, a wraz z nim widok unoszącego pięść do kolejnego ciosu Ethan'a (bo tak miał na imię xd) Odwróciłem się do niego plecami, odsuwając się na bok, by w miarę sprawnie uniknąć kolejnych plam krwi na bluzie. Chłopak uderzył w szyld budynku robiąc przy tym tak głośny hałas, że niemal od razu wszyscy zebrani na powrót ruszyli w swoją stronę, spodziewając się policji.
Tępemu osiłkowi nie dane było jednak szybko dojść do siebie gdy pomiędzy nim, a mną ustał wysoki chłopak. Odwrócony do mnie tyłem uniemożliwił mi określenie kim jest, ale niemal widziałem zacięcie i wściekłość na jego twarzy z powodu poniesionych strat. Oczywiście reszty się spodziewałem. Ethan zarzucił kaptur na głowę i wbiegł w najbliższe skrzyżowanie, zostawiając mnie samego z niewesołym problemem.
- Mam wzywać policję? - oschły głos doszedł do mnie, sprawiając, że niemal zrobiło mi się zimno. Drgnąłem przestraszony, gotów złamać mu telefon jeśli tylko go wyjmie.
- Nie, nie! Ja u-u-reguluję szkody, zapłacę ile trze-eba - zacząłem się jąkać. Utrzymanie powagi i chłodnego tonu kompletnie mi nie wyszło.
Oczywiście nie miał pojęcia skąd od tak wezmę pieniądze, ale chyba lepiej grać na zwłokę.

Jacob?

Od Isabel CD Andy'iego

- A - cha - podzieliłam słowo na dwie części
- Miło, że nauczyłaś się literować... ee - zaciął się
- Jestem Isabel, miło mi poznać - mruknęłam 
Jestem przekonana, że właśnie miał mi wystawić język. Pewnie się pohamował tylko ze względu na honor, nazwisko czy inne piardu, piardu...
- Lordzie Hemingway? - spytałam głosem, z którego aż tryskał sarkazm - Czy byłby pan łaskaw się przesunąć i mnie przepuścić?
Czy wspomniałam, że zatrzymał się na środku korytarza?
- Isabel - wymówił moje imię tak, jakby to była największa obelga świata - nie pyskuj swojemu Panu.
Przewróciłam oczami.
- Nie jestem przekonany, czy w zasadach jest powiedziane coś o wymownym przewracaniu oczami, ale to będzie Twoje zadanie. Przeczytaj zasady i w razie czego wprowadzimy drobne poprawki. Przyjdź potem do mnie to przydzielę Ci stałe zadanie
- Dzie - na - znów zaczęłam dzielić słowa na pół.
Ruszył dalej. 
Poszłam, więc za nim.
W pewnym momencie, znów się zatrzymał.
Nie spodziewając się tego, weszłam mu prosto pod nogi.
- Uważaj jak chodzisz - syknął do mnie.
- Wybacz, panie - znów sarkazm. No cóż. Szanowny Pan będzie się musiał przyzwyczaić.
- Tu będziesz mieszkać - zajrzał do pokoju - Hm, jednak nie
- Zajęty?
Skinął głową.
Chwilę rozmawiał z jakąś pokojówką, marszcząc brwi.
Wyglądał słodko, jak się martwił, chociaż to o jakieś bzdety.
Wydałam z siebie parsknięcie.
Andy wyglądał na zniesmaczonego.
- To może ja sobie pójdę? Przypuszczalnie nie masz dla mnie pokoju, więc... - urwałam. Czy mogłam mieć aż takie szczęście?

<Andy?>

Od Andy'iego c.d: Isabel

Miałem dużo służby. W sumie przydałaby mi się jeszcze służka, ale.. Po co? Co mnie wzięło, żeby tachać to dziecko do mojej posiadłości?
~~*~~
Szliśmy powoli przez tzw. mostek lawy.
Znalezione obrazy dla zapytania wulkan wezuwiusz
Ja ją do niczego nie zmuszałem, sama szła.
- Witaj na Dworze Lawy.
Dziewczyna popatrzyła na sam wulkan i uniosła jedną brew.
- To wulkan, halo. SKAŁA. Gdzie Ty tu możesz mieszkać?
- W środku.
Wybuchnęła śmiechem.
Moje oczy zrobiły się momentalnie całe czerwone, wymówiłem parę łacińskich zdań, a skała okrywająca część wulkanu uniosła się i ukazała normalny dworek. Były tam drzewa, owoce i różne rzeczy oraz domy w skałach. Mieszkali tam moi dworzanie, którzy na co dzień mi usługiwali w zamian za pożywienie i schronienie w razie napadu głodu lub zimna. Dobrze wiemy, jak ludzie z Narodu Ognia przeżywają zimę. Fatalnie.
Jej oczy zaświeciły, chyba nigdy nie widziała coś tak cudownego.
- Spodziewałaś się rzeki lawy - zaśmiałem się chamsko.
- Coś w ten deseń. - warknęła.
- Witam Lordzie Hemingway - odparła służąca.
- Lordzie? - mruknęła Panna z pubu.
- To jeżeli masz spędzić tu resztę życia..
- Resztę życia.
- Eh kobieto dasz mi skończyć?
Nic nie odpowiedziała, uznałem to za tak.
- To musisz wybrać sobie zawód.
- Jakie są?
- Normalne, sprzątaczka, kucharka, Pani z ogrodu, malarka.. Zależy co sobie tam chcesz, byle żebyś nie siedziała ze mną pół wieku. Przydzielę Ci podziemne mieszkanie, możesz mnie zlewać ile chcesz i o tym marzę, chodzić do wioski poza pracą itp. Ale nie uciekaj. Nie radzę.
- Bo co?
- Bo Cię dorwę - rzuciłem szybko i ruszyłem pokazać dziewczynie kwaterę.

Isabel?

Od Isabel CD Andy'iego

- O, jak miło - mruknęłam pod nosem.
Ruszyłam ścieżką z powrotem w kierunku lasu.
- Ej, chwila. Dokąd się wybierasz, mała? Jesteś moją własnością teraz.
- Co kurwa?! Jakim prawem, co?
- Mała, wtargnęłaś na nasz teren. Zaatakowałaś jednego z naszych ludzi.
Zatkało mnie z oburzenia.
- JAK? Przyszłam się napić do pubu. To nie jest chyba zbrodnia, co? A może macie jakieś pojebane prawo, co?
- Kotku...
- Jeśli jeszcze raz powiesz do mnie per kotku, skarbie czy jakkolwiek...
- To co? - zaśmiał się - To co się niby stanie? Grozisz MI? MI? Legendzie narodu ognia? Nikt nie jest ode mnie silniejszy. Jestem najpotężniejszy ze wszystkich. No, jak mi zagrozisz? 
Nie odpowiedziałam. Uśmiechnął się zwycięsko. 
- Więc, kotku - uśmiechnął się szeroko. Kurwa, wiedziałam, że nie trzeba było tego mówić - weszłaś do pubu z bronią. Odmówiłaś odłożenia jej i prawie ucięłaś barmanowi palce.
- Weszłam, bo chciałam się NAPIĆ. Zastraszyłam go, bo chciał mnie OKRAŚĆ. 
- Nieistotne szczegóły - machnął ręką - Mi możesz się przydać.
- Nie dam się wykorzystywać seksualnie - odparłam z największą dumą na jaką mnie było chwilowo stać.
- Seksualnie? Wiesz, kochana, masz dość wysoką samoocenę. Myślisz, że ja sobie urządzam skok w bok z pierwszą dziewczyną z ulicy. Błagam. To żałosne. Ale możesz się przydać. Osobiście NIENAWIDZĘ zmywać, prać, zamiatać ani innych tego typu bzdet. Jestem elitą. Taką robotę zostawiam pomywaczom.
Zacisnęłam powieki i policzyłam do trzech.
- Więc teraz jestem pomywaczem, tak? 
- Och, jeszcze nie wiem, ale skoro tak ładnie prosisz...
Miałam ochotę się na niego rzucić. Nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że po pierwsze da mu to satysfakcje, a po drugie na masę na pewno by mnie pokonał.
Zastanawiałam się nad ucieczką. Ale to bez sensu. Dokąd niby? Jak długo mogłam biec? Na pewno krócej od niego. Nie poprawiało mi to humoru.
- No więc... - zaczęłam powoli - dokąd mnie bierzesz?

<Andy?>

Od Andy'iego c.d: Isabel

Niepotrzebnie wzywali mnie do tego pubu. Myślałem, że będę miał kim się pobawić,a tu co? Powietrzne truchło. Nic, tylko wywalić.
- Moim zdaniem, nadaje się jedynie na podpałkę do grilla.
Dziewczyna tym razem nie powstrzymała się od prychnięcia. Mnie to jedynie rozbawiło, przecież igrała z ogniem. Współczuje odwagi. Kocham świadomość, że wszyscy się mnie boją, ale gdy ktoś prycha na mój widok jest to.. Śmieszne. Nikt, kto mnie zna, się nie odważy. Śmieszna zmiana, o to mi chodzi.
- A-Andy, może jakiś grosik, za tą dziewczynę sypniesz? - zapytał lekko wystraszony barman.
Teraz podziwiałem jego odwagę, po czym wybuchnąłem śmiechem.
- Ty chcesz ode mnie pieniądze? - puściłem dziewczynę, a ta przedarła się przez tłum i wybiegła z baru. - No brawo, dałeś jej zwiać.
- J-Ja... Wcal... - zauważył swój nieco zbyt uniosły głos - Tak, wybacz mi.
Boże jak mnie to śmieszy, że nikt nie chce mi się sprzeciwić. Takie życie jest po prostu.. Nudne. Chyba zacznę chować swoją rangę. W tym momencie poziom rangi nad moją głową znikł.
- Teraz musisz iść ją odnaleźć.
- Tak, Panie.
Nuda.
- Albo wiesz co, pójdę sam. - odparłem - Lecz wtedy, to Ty mi zapłacisz.
- C-cokolwiek zechcesz, oddam Ci nawet bar!
Znów wyrwał mi się pełen sarkazmu śmiech.
- Po co mi Twój bar? Oddasz mi córkę.
Wzrok wszystkich nagle przeszedł na barmana. Chcieli zobaczyć jego reakcję. - Chyba, że wolisz spłonąć - w tym momencie cała moja dłoń zaczęła się palić.
- Nie, nie! Jak sobie życzysz!
Teraz pewnie plotki o tym, że wykorzystuje kobiety pójdą w górę, trudno. Będzie bardziej śmiesznie, nie dbam o reputację.
~~*~~
*nieco później*
- Dziękuje - odparła córka Barmana.
- Nie ma za co, idź - wyszeptałem jej do ucha.
(DOWIESZ SIĘ W SWOIM CZASIE CO TU NASTĄPIŁO, NA RAZIE WIERZ W PLOTKIXD)
~~*~~
Idąc znowu do baru obok mnie przeleciał shuriken. Szlag chciał, żeby Legenda miała bardzo wyostrzone zmysły. Moje oczy miały teraz kolor smoczych oczu, przez co mogłem widzieć przez przedmioty/drzewa/domy/ściany/zwierzęta itp. i zauważyłem jakąś istotę żywą chowającą się za drzewem.
- Wyłaź.
- Kim jesteś, że się Ciebie tak boją - wycedziła.
Czyli to ta, z pubu.
- Jestem Legendą, kochanie - zaśmiałem się wrednie i ukłoniłem sarkastycznie.

Isabel?

Od Isabel do Andy'iego

Pić.
Po kilkudniowym polowaniu myślę już tylko o tym.
Zajęcie wyczerpujące, lecz sprawiające wyjątkową satysfakcje.
O ile wcześniej polowałam zazwyczaj jedynie za pomocą kuszy, to teraz wprawiłam się także w boju z shurikenami.
W pewnym momencie las, w którym jestem zaczyna się przerzedzać, a większość drzew to spalone kikuty. W tle widzę jakieś góry. Jedna zaskakująco przypomina wulkan.
Czyżbym zawędrowała aż do Narodu Ognia?
Przez chwilę waham się czy iść dalej. Jednak pragnienie zwycięża.
Co mi niby zrobią? Jestem nastawiona pokojowo, chcę tylko wejść do baru i kupić sobie wody.
Idę pomiędzy spalonymi drzewami przez następną godzinę, gdy w końcu docieram do podnóża wulkanu. Widzę, że po drugiej stronie jest jakieś miasteczko. Na pewno mają bar. Ludzie z ognia lubią się porządnie napić.
Następne 20 minut później jestem już przed budynkiem z wielkim napisem: PUB.
Potrzebuje jeszcze momentu, żeby się namyślić.
"Nie robisz nic złego, Isabel" upominam siebie.
Wchodzę do środka. Nie jest to zbyt przyjemne miejsce. Jest głośno i śmierdzi. 
Marszcząc nos podchodzę do baru.
- Czego? - burczy w moją stronę barman
- Szklankę wody, poproszę - podkreślam ostatnie słowo
- Stać Cię w ogóle na to, ślicznotko?
Potrząsam sakiewką z monetami. Może i nie jestem zbyt zamożna, ale po kilku dniach obfitych polowań co nieco zarobiłam.
Wyciągnął łapę w kierunku sakiewki, ale mam niezły refleks. Zdążyłam wbić mu jeden z moich shurikenów między palce. 
Mężczyzna szybko cofnął palce i odparł:
- Nie wnosimy tu broni - zauważył z błyskiem w oku.Wskazał na kuszę przewieszoną przez ramię i shurikeny przy pasie - Daj mi to, ja to odnios...
- Nie ma szans - wywarczałam na niego
- Co robisz na naszym terenie, mały Nomadzie Powietrza?
- Skąd wiesz kim jestem? - spytałam ostro
Uniósł brwi:
- A więc się przyznajesz?
Przeklęłam w duchu.
- A co jeśli jestem od powietrza?
Zauważyłam, że ludzie zaczęli nam się przyglądać z zainteresowaniem. Pewnie jestem atrakcją wieczora, w takich pubach zazwyczaj nic się nie dzieje. Jakaś dziewczyna nawet do mnie mrugnęła i pomachała.
Ktoś przytknął mi od tyłu nóż do gardła.
- Właśnie to - uśmiechnął się barman
- Puść mnie do cholery - syknęłam
- Nie, skarbie, teraz jesteś nasza - poczułam obrzydliwą woń z jego ust. Czy Ci ludzie nigdy nie myją zębów?
- Co ze mną zrobicie? - zażądałam
- No właśnie, co? - spytał ten, który mnie trzymał
- Jak przyjdzie Andy to może coś wymyśli
- Po co Andy'iemu coś takiego? - wskazał mnie ręką, w której nie miał noża.
- Nie wiem, może te plotki co krążą, że wykorzystuje są prawdą?
Nie mam pojęcia kim jest ten cały Andy, ale typ mi się nie podoba. Słychać strach i szacunek jak o nim mówią, co oznacza, że jest naprawdę okropny.
Stałam tak przez jakiś czas, zastanawiając się czy te typki są na tyle durne, że mnie nawet nie rozbroją. Obejrzałam się po sali. Dziewczyna, która wcześniej do mnie machała wyglądała na przerażoną. Najwyraźniej wiedziała kim jest Andy i panicznie się go bała.
- Co to za zbiegowisko? - usłyszałam głos.
Odwróciłam się nieco i zobaczyłam jakiegoś chłopaka.
- O, Andy. Mamy dziewczynę od powietrza. 
To jest Andy? I czego oni się niby boją? Jakiegoś nastolatka?
Z trudem powstrzymałam prychnięcie.
- I co mi po takim chuchrze? - zapytał
Może i jestem niska, ale to jest szczyt chamstwa.
- Nie wiem, może się przyda.
- Dobra, daj ją - podszedł do mnie i złapał mnie za gardło. Końcówka noża wbijała mi się w plecy.
- Nie muszę Ci chyba mówić, że jak tylko się poruszysz to mogę Cię zabić? 
Mruknęłam coś niewyraźnie w odpowiedzi.
Kątem oka dostrzegłam, że się uśmiecha. To nie był miły uśmiech. To był uśmiech pełen okrucieństwa.
- Dobra, idziemy - warknął mi do ucha i wcisnął końcówkę noża lekko w moje plecy.

<Andy? :')>

Od Damona

Wszedłem do wesoło ozdobionej kawiarni. Usiadłem przy dwuosobowym stoliku i czekałem. Miałem się tu spotkać z siostrą o ustalonej godzinie. Spojrzałem na zegar, jest godzina 12:03. Wyluzuj to jest tylko 3- minutowe spóźnienie. Na pewno zaraz przyjdzie. Pewnie zaspała. Pomijając fakt, że nie lubi się spóźniać, nastawia jakieś 100 budzików, żeby wstać o ustalonej porze. Ale każdemu się zdarza. Wreszcie po paru minutach wpadła do kawiarni. Rozglądała się przez chwilę, lecz po chwili odnalazła mnie wzrokiem. Dosiadła się do stolika. 
- Cześć - powiedziała - słyszałeś o nowych poczynaniach matki?
Zakryłem twarz dłońmi.
- Chce poślubić księcia z bajki? - odkryłem jeden palec, żeby widzieć co robi Evelyn.
Pokręciła głową na znak protestu.
- Kupiła najdroższą kanapę na świecie? - dalej próbowałem. 
Zaprotestowała. Ułożyłem ręce w modlitwie. 
- Amen - mruknąłem - Pewnie nie zrobiła tego tylko, dlatego, że książę uciekł razem z kanapą?
Evelyn zachichotała. 
- Evelyn, wprowadź się do mnie. To nie jest zdrowe mieszka pod jednym dachem z kobietą z siódmego księżyca. 
- Jest twoją matką - zaprotestowała - powinieneś mieć do niej chociaż troszeczkę szacunku - pokazała na palcach ile tego szacunku zasługuję moja świrnięta matka.
- Za dużo. Jak dla mnie to tyle - zacisnąłem kciuk i palec wskazujący.
Przewróciła oczami.
- A przynajmniej o milimetr więcej?
- Ćwierć milimetra - na tyle mnie stać. 
- To nie fair! Tyle się nawet nie da pokazać - zaprotestowała
Wyszczerzyłem zęby:
- I o to chodzi
Pokazała mi język i wstała.
- Muszę lecieć
- Co? Dopiero przyszłaś
- Muszę...
- Niech zgadnę - nie pozwoliłem jej dokończyć - załatwić coś dla mamusi? Co tym razem wymyśliła? Chce poduszki wypchane piórami pelikana? Czy krokodyla, który będzie aportował?
Uśmiechnęła się i dokończyła zdanie:
- ... iść, koleżanka mnie wyciąga na zakupy
- Baw się dobrze - też wstałem i pocałowałem ją w czubek głowy - Ale uważaj na siebie, podobno jacyś z Narodu Ognia grasują w okolicy.
- Mówisz zupełnie jak mama - spojrzałem na nią wilkiem
Evelyn odeszła i pomachała mi jeszcze na odchodne.
Usiadłem zniechęcony z powrotem do stolika i zacząłem sączyć kawę. Po chwili jakaś dziewczyna stojąca przy ladzie przyciągnęła mój wzrok. Obserwowała każdy mój ruch. Skinąłem na nią palcem.
Dziewczyna powoli przeciskała się między stolikami w moją stronę.

Kim jesteś, dziewczyno?

Mag Wody

 LUNA MOONLIGHT

Znajdź rytm własnego życia, a orkiestra zacznie grać


Imię: Luna
Nazwisko: Moonlight
Wiek: 17
Charakter: Zawsze opanowana, ciężko ją zdenerwować. Wiecznie ma dobry humor - to wielka optymistka. Na jej twarzy zawsze gości lekki uśmiech. Lubi towarzystwo innych osób. Kocha wszystkie zwierzęta i naturę. Nie potrafi fizycznie skrzywdzić innej osoby. Łatwo się zakochuje. Za swoją rodzinę i przyjaciół oddała by życie. Ma dość duże poczucie humoru. Lubi przebywać na dworze. Nie cierpi kłamstw, i stara się nie kłamać. Rzadko kiedy jest smutna, ale wtedy nie ma ochoty na rozmowę z kimś. Szybko nawiązuje nowe znajomości i przywiązuje się do ludzi. Zawsze pomaga w potrzebie - nie przejdzie obok osoby cierpiącej obojętnie.
Żywioł: Woda
Partner: szuka
Rodzina: mama - Anabell Moonlight
tata - James Moonlight
młodsza siostra - Ambar Moonlight
Broń:
Przedmioty:
Czarne moce:
Czarna waluta: 150BE
Ranga: początkujący
Zwierzę: -
Inne: brak
Email: vanessaiprincess@gmail.com
Steruje: bobcio2004

Mag Ziemi

  AARON CARTENLY

Carpe diem quam minimum credula postero

Imię: Aaron
Naziwsko: Cartenly
Wiek: 18
Charakter: Aaron jest jaki jest, określanie cech jego charakteru byłoby pchaniem się w bezkres nicości, złości i słodkości, którego zwykły śmiertelnik nie da rady przemierzyć. Zacznijmy od tego, że jest osobą zdystansowaną do wszystkiego i wszystkich. Robi wszystko by nikomu nie zaufać, nikomu się nie zwierzyć, a swoje cele spełniać nie korzystając z niczyjej pomocy. Mając na uwadze te informacje nasuwa się wniosek, że jest zamknięty w sobie. Otóż nie, Aaron jest wyjątkowo wygadany i nie przeszkadza mu fakt, że widzi Ciebie po raz pierwszy w swoim życiu by zacząć bardzo ambitną rozmowę (raczej tylko on będzie mówił). Nastolatek należy do osób wyjątkowo ambitnych, stawia sobie coraz wyższe cele, które zawsze sumiennie wykonuje. Jest też wobec siebie wyjątkowo surowy, za każdy, nawet najmniejszy błąd wymierza wobec siebie falę samokrytyki, jest wręcz agresywny. Mimo swojego zdystansowania chłopak bardzo łatwo obdarza innych zaufaniem, zwykle przez okazanie mu zwykłej uprzejmości, choć to momentami bywa wyjątkowo trudne. 
Co więcej można rzec o tym pełnym sprzeczności chłopaku? Kocha słodycze, zwłaszcza żelki, jest od tego niemal uzależnionym. Gdyby jego organizm to wytrzymał jadłby je każdego dnia... I na każdy posiłek. Aaron jak każdy inny skrywa swoje tajemnice, swoją przeszłość, którą stara się wymazać z pamięci. Ta jednak każdego dnia powraca do niego w koszmarach, atakując zniszczoną już psychikę. Krew na jego własnych rękach i płomienie, które otaczają wszystko dookoła, broń, która każdej nocy zabija na nowo. Jedną z jego słabych stron jest też stanowczość, a raczej jej brak. Niesie pomoc każdemu, kto jej potrzebuje, chociaż zdaje sobie sprawę z tego jak wiele ryzykuje, i jak ogromne niesie to za sobą konsekwencje. Jeśli chce potrafi być wrednym dupkiem, który nigdy nie unika bójek, czasem sam je wywołuje. 
Aaron uwielbia dobrą zabawę, imprezy, wygłupy, dalekie podróże wszystko co może dostarczyć jakiejkolwiek rozrywki, przez co często pakuje się w jeszcze większe tarapaty. 
Właściwie, Aaron to po prostu jeden wielki człowiek problem, z którym jednak nie da się nudzić. 
Ale jak mówią... Z problemami trzeba się przespać, prawda? 
Czegokolwiek by tu jeszcze nie napisać, w chłopaku można odnaleźć wspaniałego przyjaciela, o ile masz tyle cierpliwości.
Żywioł: Ziemia
Partner: -
Rodzina: Ciężko wytłumaczyć
Broń: 
Przedmioty: Nic
Czarne Moce: 
Czarna waluta: 150BE
Ranga: Początkujący
Zwierzę: Ma wilka, imieniem Saterro 
Inne: Czyta wiele książek, by poszerzyć swoją wiedzę. Interesuje się wszystkim co związane jest z historią. Dużo rysuje, choć uważa, że kompletnie mu to nie wychodzi oraz muzyka. Muzyka jest miłością jego życia. 
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x] [x]
Email: masstervatte@gmail.com
Steruje: Aaron.

Mag Wody

DAMON FOREST

,,Champions aren't born, they're made"


Imię: Damon
Naziwsko: Forest
Wiek: 18 lat
Charakter: Stanowczy, ale nie chamski. Uważa, że w życiu można osiągnąć wiele, jeśli komuś na tym zależy. Nieco zamknięty w sobie, nie koniecznie musi mieć ochotę się otwierać przed innymi. Mówi co myśli. Jest inteligenty, ale nie jakoś nadzwyczaj. Nie przeszkadza mu to. Ma wysokie zdanie o sobie.
Żywioł: Woda
Partner: Hehe. Brak.
Rodzina: Młodsza siostra - Evelyn oraz matka- Carmen. Nie dogaduje się z matką, jednak często widuje się z siostrą.
Broń: -
Przedmioty: -
Czarne Moce: -
Czarna waluta: 150BE 
Ranga: Początkujący
Zwierzę: Death
Inne: 
- Lubi się czasem nachlać 
- Mistrz puszczania kaczek
Inne zdjęcia: -
Email: -
Steruje fablehaven

Od Noronell do chłopaka

Dziewczyna się przedstawiła jako Yuuna. Była uroczą różowowłosą o oczach błękitnych niczym niebo. W porównaniu do mnie nie dość, że była słodka i urocza. Była ode mnie wyższa, więc może jest starsza? Chociaż ta twarz wygląda, jakby była młodsza. Była ubrana w czarną sukienkę, z dodatkiem różowych falbanek i kwiatków. Nie przepadam za różem.
- Jestem Nyxs - przedstawiłam się z delikatnym uśmiechem. - Ile masz lat? - zapytałam z ciekawości.
- Siedemnaście - powiedziała spokojnie. Jej głos był równie słodki jak ona.
- Osiemnaście - była wyższa, a jednak młodsza. "Tak, więc nie urosnę" pomyślałam. – Pracujesz tutaj? - zapytałam. Rozejrzałam się po budynku, czyli po kawiarni.
- Tak. Już od dawna - kiwnęła głową, a ja to odwzajemniłam, także kiwnięciem. – A ty chyba jesteś tu pierwszy raz - przyjrzała mi się uważnie, a po chwili jej twarz nabrała dziwny wyraz twarzy. "Tak, jestem ruda" zaśmiałam się w myślach, bo to było prawdą.
- Dopiero wczoraj przyjechałam do tego miasta - wytłumaczyłam. Była to prawdę. Wczoraj mój pociąg się tutaj zatrzymał, a stary kolega pokazał mieszkanie, w którym mam zamieszkać. Teraz zwiedzam sobie miasto, a gdy wstąpiłam do tej kawiarni, od razu poczułam chęć poznania kelnerki, która odpoczywała przy jednym ze stolików.
- To świetnie, ale musze już wracać do pracy. Przerwa mi się skończyła – powiedziała z delikatnym uśmiechem. Pożegnałam ją także z bananem na twarzy, po czym zamówiłam kawę. Czekałam na nią chyba tylko z trzy minuty, a gdy ją otrzymałam, od razu mi posmakowała. Wzrok utkwiłam w okno, gdzie po chwili dwójka mężczyzn zaatakowała jakieś chłopaka. Uważnie się temu przyglądałam, ale gdy tylko zobaczyłam, jak ofiara przegrywa dostawszy kopniaka w brzuch, coś ukuło mnie w serce. Ruchem palce wylałam pod nogi jednego z brutali wodę ze ścieków, gdzie się poślizgnął, za nim zadał kolejny cios, tym razem w twarz. Drugi był zdezorientowany, dzięki czemu chłopak, na którego się oboje rzucili mój powalić go. Gdy oboje leżeli, chociaż były to tylko sekundy, chłopak spojrzał na mnie przez szybę. Uśmiechnęłam się lekko, po czym pomachałam mu. Gdy napastnicy zaczęli wstawać, on wbiegł do kawiarni, a ja kolejnym ruchem palca wylałam wodę ze ścieków na ich dwójkę.



<Chłopaku?>

Mag Powietrza

  DEVINA WALKER

Tak słodka i silna, czasami jak lód zimna. Stabilna gdy trzeba zdobędę klucz do nieba

Imię: Devina
Naziwsko: Walker
Wiek: 18 Lat
Charakter: Devina jest troszkę nieufnym człowiekiem, przez co często nie potrafi nawiązywać nowych kontaktów lub na dłużej zaprzyjaźnić się z jednymi osobami. Dla znajomych, którym choć odrobinę ufa, bywa przyjacielska i pomocna. Choć nie pokazuje tego po sobie, w głębi duszy łaknie ciepła i bliskości z innymi. Ma jednak swoje humorki. Czasem wrabia niektórych uczniów, którzy nacisnęli jej na ,,odcisk" jakimiś psikusami. Jest tajemnicza, gdyż uczoną ją nie mówić wszystkiego wprost, sprytna i przebiegła jak lis, twardo stawia swoje nogi. Jednak czasem nerwy jej puszczają i potrafi porządnie dopiec. Owszem, zdarza jej się być chamską i wredną, ale da się z nią normalnie porozmawiać. Póki nie podniesiesz jej ciśnienia, nic ci nie zrobi. Nie jest towarzyska, raczej lubi być sama, chociaż ze wszystkich sił stara się odnaleźć swoje miejsce...
Żywioł: Powietrze
Partner: Nie? Po co jej ktoś?
Rodzina: Ojciec: Derek Walker
Matka: Katherine Branwell-Walker
Starszi brat: Kacper Walker
Starszy brat: Oskar Walker
Broń: -
Przedmioty: -
Czarne Moce: -
Czarna waluta: 150BE 
Ranga: Początkujący
Zwierzę: Shadow 
Inne: - Lubi czytać.
- Kocha umięśnionych facetów.
- Uwielbia motory.
- Kocha konie.
- Boi się pająków.
- Czasem coś wypije.
Inne zdjęcia: [x] [x] [x] [x] [x] [x]
Steruje KatrinsDemon

wtorek, 30 sierpnia 2016

CUDOWNE ISTOTKI

PROSZĘ O OGARNIĘCIE NOWYCH ZAKŁADEK "RANGA" I "CZARNY RYNEK"
TO DOŚĆ WAŻNE
DZIĘKUJE

UWAGA KOCHANI OWŻ POWRACA!

Co zostanie zmienione?

~ POZIOM PERFEKCJI - Nie będzie go już! Od dzisiaj zastąpi go RANGA. Wszystkiego dowiecie się z zakładki 'Ranga', która pojawi się JUŻ DZISIAJ.
~ Dodamy WALUTĘ.
~ Dodamy CZARNY RYNEK i ZWYKŁY RYNEK.

Proszę czekać cierpliwie, wszystko zostanie zrealizowane do jutra!

MIŁEGO WIECZORU, LAJ ♥