środa, 31 sierpnia 2016

Od Aaron'a do Jacob'a


~*~
Woda unosiła się i opadała w spokojnym nurcie porywając wszystkie śmieci, które stanęły jej na drodze. Można by powiedzieć, że była zbyt spokojna, zbyt przejrzysta, w swoim stoicyzmie za bardzo nietypowa. Zanurzyłem dłoń w ciepłej cieczy, która załamując światło ukazała ją w nieco innym świetle. Odetchnąłem cicho pozwalając by przejrzysta woda zmyła czerwone ślady z moich dłoni. O dziwo też byłem wyjątkowo spokojny, niemal emanowałem opanowaniem, mimo tego czego dopuściłem się chwilę temu. Odwróciłem się przez prawe ramię wlepiając spojrzenie we własne dzieło. Dom płoną nieskazitelnym, czerwonym, gorącym blaskiem, który dosłownie muskał moją twarz otaczając ją ciepłem. Wrzask Cartera ucichł a jego ciało zwęgliło siwy dym. 
Mój tato nie będzie już miał problemów z długami, nie będzie musiał bać się, że nie będziemy mieli za co żyć, nie będziemy musieli martwić się o najbliższe godziny naszego życia. Wierzyłem, że jest ze mnie dumny, chociaż gdzieś w środku czułem, że jeszcze tego pożałuję. 
Mając na uwadze wszystkie jego czyny, nie miałem wyrzutów sumienia, dostał to na co zasłużył, więcej nikogo nie skrzywdzi, nikt więcej nie będzie przez niego cierpiał. Odetchnąłem cicho spoglądając w dół. Ciepły płyn rozlał się na moje ubranie, wsiąkając w moją skórę, spłynął po moich dłoniach, otaczając mnie całego. 
Z nieznanego mi powodu zaczął wypływać z moich włosów, zalewając mi oczy i usta. Wdzierał mi się do nozdrzy, oblewał twarz uniemożliwiał oddech. Krew objęła mnie całego nim nastąpiła kompletna ciemność ogarnęła mnie całego, rozpływając się w niewyraźne kształty...
~*~


Zerwałem się z łóżka, obracając w bok tak, że owinąłem sobie kołdrę wokół nóg, która uniemożliwiła mi ochronę przed bolesnym upadkiem. Runąłem na ziemię uderzając głową w szafę. Udało mi się też przy tym obudzić wszystkich dookoła. 
- Aaron zamknij się wreszcie i idź spać, obiecuję, że jeśli jeszcze raz wydrzesz tę swoją skundloną japę przyjdę i sama osobiście Ci ją wyrwę! - głos Hayley rozległ się po całym domu. 
Poprawka.
Naprawdę wściekły głos Hayley rozległ się po całym domu dając mi do zrozumienia, że mam się zamknąć. Wywinąłem się z kołdry i usiadłem na brzegu łóżka chowając twarz w dłoniach.
To, co czułem teraz ni jak miało się do moich sennych doznań. Zdruzgotany i załamany drżałem powstrzymując słone krople. Wyrzuty sumienia nieraz były nie do zniesienia. Ogarniały mnie całego i trzymały w swoich sidłach odbierając mi oddech, a czasem nawet racjonalne myślenie. Nie wiem jak długo wytrzymam te presję.
Wraz z wnioskiem, że i tak już nie zasnę naszła mnie ochota by ruszyć na dłuższy nocny spacer. Zerwałem się na równe nogi i energicznym ruchem otworzyłem szafę.
Właściwie to pokój, który zajmowałem był tak mały, że nie musiałem nawet wstawać z łóżka by wyjąć ubrania.
Szara bluza i czarne spodnie otoczyły moją piżamę składającą się z luźnych szortów i białej podkoszulki razem z przyjemnym zapachem perfum. Uśmiechnąłem się do siebie poprawiając w przyczepionym do drzwi lusterku włosy i opuściłem pomieszczenie zostawiając za sobą ciche skrzypnięcia. Zbiegłem po zniszczonych schodach, z których powoli sypał się tynk prosto na głową Nicholasa, kolejnego mieszkańca tego budynku i wydostałem się na świeże powietrze.
Nocą miasto tętniło życiem jak za dnia. Tylko w innym sensie... Głośna muzyka, zapach szybkiego jedzenia, alkoholu i papierosów towarzyszył mi w podróży do centrum miasta. Każdy mój zmysł reagował na poszczególne bodźce inaczej i dla każdego były one dosyć nieprzyjemne. Właściwie to nie przepadałem za nocnym życiem miasta. Chorzy zboczeńcy czekali tylko na łatwe panienki by zaliczyć z nimi krótką przygodę, alkoholicy kręcili się z budynku do budynku poszukując choćby najdrobniejszych pieniędzy jakie pozwoliłyby im na chociażby najmarniejsze piwo, a dość skąpo ubrane dziewczyny kokietowały napitych mężczyzn by następnie dać im kosza i mieć co opowiadać koleżankom.
Nie pasowałem do tak przedstawionego świata.
Chociaż...
Jakby się lepiej zastanowić to ja przecież nie pasowałem nigdzie. Możliwie, że to z braku znajomych, albo bo po prostu nie chciałem ich mieć. Z irytacją jednak musiałem przyznać sam przed sobą, że to było złe. Miło by było mieć przy sobie kogoś bliskiego, kogoś kto skopie Ci dupę gdy popełnisz błąd i poklepie po plecach gdy uda Ci się osiągnąć coś dobrego.
Mimo wszystko jednak wolałem nie wdawać się w żadne znajomości, nie chciałem nikogo skrzywdzić tak bardzo jak własnych rodziców te kilka długich lat temu.
Chciałbym, żeby wspomnienia porzuciły mnie tak samo jak oni. Żeby wszystko odeszło ode mnie tak jak moja rodzina. Żebym w końcu mógł ułożyć sobie życie na nowo tak, jak zawsze chciałem.
Niesiony dość ciężkimi myślami oderwałem się od rzeczywistości zapominając kompletnie o tym, że nogi niosą mnie w nieznanym kierunku. Rozejrzałem się po okolicy. Centrum miasta, muzyka głośniejsza niż gdziekolwiek indziej, masa ludzi podążających w swoim kierunku, kompletnie mnie ignorujących, niektórzy szli zamyśleni we własnych problemach, inni z grupą przyjaciół podążając za jedno-nocnym szczęściem. Stałem właśnie przed jakimś studio tatuaży czy coś takiego... Grupka ludzi w środku wyraźnie zirytowana czekała na swoją kolejkę

Nocą spełniamy marzenia, o których za dnia boimy się nawet pomyśleć...

Przyjrzałem się im wszystkim jeszcze raz dostrzegając w tłumie zakapturzoną twarz. Znajomą twarz.
Stałem tam jak wryty upewniając się, że to właśnie on.
Ta sama długa blizna przeszywająca policzek. Te same ciemne, niebieskie oczy, które właśnie niemal mordował mnie spojrzeniem.
Możliwe, że kilka lat temu bardzo poważnie nawywijałem. Możliwe też, że kilka lat temu brałem udział w jakimś napadzie.
I nie wykluczam opcji, że przez sprytną ucieczkę z miejsca zbrodni gość, który właśnie lustrował mnie wzrokiem odbył dwa razy dłuższą karę.
Odwróciłem się na pięcie gotów do odejścia, ale było za późno.
- Hej Ty! Myślisz, że nie pamiętam?! - głos z budynku wydarł się głośno, a jego właściciel z impetem ruszył w moją stronę. Był ode mnie sporo wyższy i zdecydowanie bardziej umięśniony. Znalazł się przy mnie w dosłownie trzech krokach i uniósł za kołnierz bluzy. - Jesteś mi coś winien nie uważasz? - nie odpowiedziałem. Wiercąc się, na wszelkie sposoby próbowałem kopnąć napastnika w jakąkolwiek część ciała na tyle mocno, by choć na cenne sekundy odwrócić jego uwagę, co ni jak mi się nie udało.
Jakkolwiek nie lubiłbym się bić nie miałem szans z kimś kogo wzrost sięgał dwóch metrów. Chłopak puścił mnie na ziemię i pchnął tak, że z impetem uderzyłem w ścianę budynku głową rozbijając małą szybkę.
Poczułem jak krew skleja mi włosy, a ból roznosi się po mojej głowie. Dzięki Bogu szkło było na tyle cienkie, że ochroniło mnie przed ciężkimi obrażeniami.
- Myślę, że dostałeś to na co zasłużyłeś. Prosiłeś się o to, skoro sam mnie nie wydałeś - odciąłem się, gwałtownie nabierając powietrza. Oczywiście tłum zainteresowanych zebrał się dookoła nas, a ja nie miałem zamiaru ściągać na siebie uwagi obecnej gdzieś w okolicy policji dlatego też uniemożliwiało mi to zaatakowanie chłopaka. Chociaż w tym momencie bardziej obchodził mnie fakt, że właścicielowi budynku będę musiał zwrócić pieniądze, a nie mam bladego pojęcia skąd je wezmę. Szyderczy śmiech dotarł do moich uszu, a wraz z nim widok unoszącego pięść do kolejnego ciosu Ethan'a (bo tak miał na imię xd) Odwróciłem się do niego plecami, odsuwając się na bok, by w miarę sprawnie uniknąć kolejnych plam krwi na bluzie. Chłopak uderzył w szyld budynku robiąc przy tym tak głośny hałas, że niemal od razu wszyscy zebrani na powrót ruszyli w swoją stronę, spodziewając się policji.
Tępemu osiłkowi nie dane było jednak szybko dojść do siebie gdy pomiędzy nim, a mną ustał wysoki chłopak. Odwrócony do mnie tyłem uniemożliwił mi określenie kim jest, ale niemal widziałem zacięcie i wściekłość na jego twarzy z powodu poniesionych strat. Oczywiście reszty się spodziewałem. Ethan zarzucił kaptur na głowę i wbiegł w najbliższe skrzyżowanie, zostawiając mnie samego z niewesołym problemem.
- Mam wzywać policję? - oschły głos doszedł do mnie, sprawiając, że niemal zrobiło mi się zimno. Drgnąłem przestraszony, gotów złamać mu telefon jeśli tylko go wyjmie.
- Nie, nie! Ja u-u-reguluję szkody, zapłacę ile trze-eba - zacząłem się jąkać. Utrzymanie powagi i chłodnego tonu kompletnie mi nie wyszło.
Oczywiście nie miał pojęcia skąd od tak wezmę pieniądze, ale chyba lepiej grać na zwłokę.

Jacob?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz