niedziela, 28 lutego 2016

Od Isabel c.d: Andy'iego

Nie byłam przekonana czy to on, czy znów go nie opętało. Podeszłam do niego i sprawdziłam mu ręką czoło. Wydawał się zdziwiony czymś takim, ale nie protestował.
- Jesteś przekonany, że dobrze się czujesz? – to jest jakieś chore.  Chyba musiał się mocno uderzyć w głowę.
- Ta… - urwał i zmarszczył brwi – Myślisz, że nie mogę kogoś polubić?
Wzruszyłam ramionami. Podałam mu rękę, by pomóc mu wstać.
- Jest późno, może pójdziesz spać do łóżka?
Mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi, ale ruszył do łóżka. Ja poszłam do swojego i znów zasnęłam.
~~*~~
Gdy się obudziłam, Andy już kręcił się po kuchni. Wstałam i ogarnęłam się po spaniu. Potem usiadłam przy stole, chłopak podsunął mi talerz.
- Ej… - zaczęłam – Co pamiętasz z wczoraj?
Wzruszył ramionami.
- Niewiele. Pamiętam, jak coś próbowało nade mną zapanować, jak próbowałem Ci powiedzieć żebyś uciekałam, a potem już prawie nic.
Myślałam nad tym chwilę, bawiąc się widelcem. Nie skomentowałam tego co powiedział. Zastanawiałam się, czy nadal chce, żebym sobie poszła.
- Czy ty wiesz co się dzieje?
- Niezupełnie. - przyznał
- Jesteś bezpieczny? To znaczy czy nie będziesz próbował zrobić komuś krzywdy? - spytałam. Takie pytanie. Niby nic wielkiego, ale bałam, że to mi zrobi krzywdę. Bo mógł. Co do tego nie było wątpliwości. Mógł mnie zabić, okaleczyć... Cokolwiek.
- Nie wiem... - powiedział cicho
Gapiłam się na niego, zastanawiając się czy nie wybiec z wrzaskiem...


[Andy? Bark weny, sorry…]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz