niedziela, 21 lutego 2016

Od Isabel

Klęczałam w krzakach. Skupiłam się na cichym oddechu. Raz - dwa. Napięłam cięciwę. Muszę go zabić. Przecież muszę coś jeść. Strzała przecięła powietrze. Zając upadł martwy na ziemię. 
- Przepraszam – szepnęłam
Wyciągnęłam strzałę. Trafiłam go idealnie w oko. Przynajmniej nie musiał się męczyć.
- Tit? – szepnęłam – Gdzie jesteś?
W odpowiedzi koliber usiadł mi na ramieniu. Popatrzyłam na strzałę. Jej grot był cały w krwi zwierzęcia. Wytarłam go o mech na pobliskim drzewie.
- Znajdę jakieś miejsce gdzie są kwiaty. Rozpalę ognisko i upiecze tego zająca – poinformowałam cicho Tit
Zaćwierkała cicho w odpowiedzi. Ruszyłam.
Dokąd idę? Nie mam pojęcia. Po prostu brnę przed siebie. Z wszystkich stron otaczają mnie drzewa. Do moich uszu docierają tylko dźwięki wiatru. Nagle się zatrzymuje. Dociera do mnie cichy plusk. „Czyżby woda?”. Idę dalej ku źródle dźwięku. Rzeczywiście. Widzę polanę, na krańcu której płynie strumyk. Gdzieniegdzie widzę kwiaty. Mało, ale dla Tit powinny starczyć. Przez jakiś czas kręcę się po polanie szukając drewna na opał. Po jakimś czasie mam już uzbierany pokaźny stosik. Zostawiam go na środku polany i kieruje się ku strumykowi. Patrzę do mojej sakwy. Zostało w niej już tylko kilka kropel. Napełniam ją świeżą wodą ze strumyka. Wracam do mojego stosiku. Zaczynam trzeć o siebie dwa patyki. Męczę się z tym przez jakiś czas. Tit znów siada mi na ramieniu. Przygląda się moim staraniom. W końcu mi się udaje. Leci iskra. Ognisko zaczyna się lekko tlić. Już nabieram powietrza w płuca, ale coś mnie powstrzymuje. Jestem magiem powietrza – nie muszę bawić się w jakieś głupie dmuchanie. Lekko pstrykam palcami. Moja magia nie jest jeszcze mocna, ale na to starcza. Lekki powiew wiatru powiewa polanę. Jest skoncentrowany na ognisku. Ogień lekko przygasa, ale już po chwili rozbłyska jaśniejszym płomieniem. Patrzę co mam przy sobie. Nie jest to wiele. Łuk, tuzin strzał, kołczan, nóż, znoszony płaszcz, martwy zając, koliber i mała sakwa pełna wody. Biorę do ręki nóż i zaczynam obrabiać zająca. Nie jest to przyjemne. Po rękach cieknął mi stróżki jego krwi, lecz nie przerywam mojej pracy. Niebawem skończyłam. Skórę rozłożyłam przy ognisku, by wyschła. Przyda się jeszcze. Mięso kroje na części i po kolei nabijam na patyk i piecze nad ogniem. Mięsa jest więcej niż się spodziewałam. Gdy kończę opiekać wszystkie kawałki, skóra jest już sucha. Jem kila kawałków mięsa, a resztę zawijam w skórę. Zasypuje ognisko piaskiem i owijam się szczelnie płaszczem. Już mam ułożyć się do snu, gdy coś przykuwa mój wzrok.
Ktoś stoi w cieniu drzew i uważnie się mi przygląda.

[Kim jesteś i co ze mną zrobisz?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz