sobota, 27 lutego 2016

Od Lionela

Otworzyłem oczy. Od razu poraził mnie blask słońca, który przedzierał się przez brudną szybę stodoły. Z przeciągłym pomrukiem przekręciłem się na drugi bok, by odwrócić głowę od światła. Może jeszcze się zdrzemnę. Co prawda zazwyczaj wstaję rano, ale tu jest tak ciepło i wygodnie... Jakimś cudem nikt mnie jeszcze nie znalazł. I całe szczęście, bo jakoś na razie nie mam ochoty się stąd ruszać. Nie jestem leniwy, często miewam nawet napady nadpobudliwości, ale dawno nie spałem w tak wygodnym miejscu. 
Nagle do moich uszu doszedł odgłos otwierania skrzypiących drzwi. Ugh, ten to ma wyczucie czasu. Wykorzystując fakt, że z mojego miejsca - mojego miejsca, czyli wcześniej wspominanego stosu siana zza drewnianej ściany - nie było mnie widać, po cichutku i ze zwinnością ninja wyślizgnąłem się przez okno.
To było aż zbyt proste. - pomyślałem i zadowolony poszedłem przed siebie.
No dobrze, wychodzi na to, że podróżowanie po tych wszystkich narodach, plemionach i królestwach ma swoje wady - nie mam zielonego pojęcia gdzie aktualnie się znajduję. No nic, mówi się trudno, żyje się dalej. Pójdę na jakiś targ i zdobędę jedzenie, a potem wyruszę dalej. Czyli jak codziennie od kilku lat. Jeeej.

***

Po kilku godzinach beznadziejnie długiej wędrówki w końcu znalazłem targ. Zacząłem rozglądać się za czymś ciekawym. Dzbany, wazony, kwiaty i... owoce. Nareszcie! Już zaczynałem tracić nadzieję, że znajdę tu cokolwiek przydatnego. Rozejrzawszy się, czy nikt nie patrzy, sięgnąłem po pierwsze lepsze jabłko i już miałem odejść, kiedy poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Szlag.

Ktoś?
Wiem, że pisane na odwal się, ale cierpię na dotkliwy brak weny ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz