niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Olivera c.d. Camili

Poprzedniego wieczoru siedziałem do późna, najpierw nad wierszem, lecz nie wychodziło mi, ależ to były dla mnie męki! Pisałem nowy wiersz, ale moja droga wena mnie opuściła, czułem się nieswojo z tą wiadomością. Uwielbiałem pisać wiersze czy nawet książki - skromnie rzec ujmując zacząłem pisać i mam nawet już prolog! Niezależnie od pory dnia, czy nocy, proza czy opowiadań. Dzięki pisaniu mogę wyrazić siebie, co czuje. Sztuka pisania jest wieczna. Przeszkodą na tej drodze może jedynie być wyobraźnia oraz brak kreatywności lub zamknięcie przed całym światem serca. Kiedy zazwyczaj piszę i gdzie? Wszędzie i o każdej porze, jeśli trzeba to nie muszę spać. W obecnej chwili chwili siedziałem przy biurku i starałem się napisać wiersz, lecz nic, dziura, pustka w mym umyśle zamieszkała i nie pozwalała mi na napisanie wiersza. Westchnąłem z bezsilności mojej i udałem się na spoczynek, bo co innego mogłem w tej chwili zrobić? Po kilku minutach odpłynąłem w ramiona Morfeusza... Z mej krainy snów wyrwał mnie budzik, który jakby toczył walkę z mym snem i to nierówną, bo zawsze wygrywał. Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się, pierwsze kroki tego dnia skierowałem do okna by poobserwować wschodzące słońce, które wyglądało jak młody ogień buchający do góry tak jakby próbował się dostać do niego, a jego kolory ozdobiły całe niebo przy tym, by zachwycać swym urokiem każdego, kto spojrzy w te barwne kolory na niebie. Powolnie jak ślimak ubrałem się i wykonałem poranne czynności, miałem ponad dwie godziny do zajęć, więc udałem się do Whispera i Demony. Przez pierwszą godzinę oporządziłem ją, a drugą wróciłem do pokoju by spakować swe rzeczy do zacnej szkoły. Następnie spokojnym krokiem skierowałem się na swe zajęcia, czyli przebrałem się za Arrow'a. Po dotarciu okazało się, że nie mam nic do roboty, dlatego przebrałem się w swe normalne ciuchy, więc stałem przy drodze i rozmawiałem z sąsiadem idąc szybkim krokiem, jednakże w pewnym momencie rozmowy wpadła na mnie dziewczyna. W ostatniej chwili ją delikatnie złapałem by nie upadła i nic sobie nie zrobiła.
- Najmocniej przepraszam... nie zauważyłem... - zacząłem 
się tłumaczyć. Nie była zła za to, ale zanim się jej przyjrzałem to już jej nie było. Ciekawe dokąd tak pędzi? Oby nic sobie więcej nie zrobiła przez ten pośpiech, który jest złym doradcą. Sąsiad mój z naprzeciwka wzruszył tylko ramionami i udaliśmy się do baru. 


***
Wreszcie zabrzmiała ostatnia nuta śpiewu. Zacząłem się zbierać i na dworze czekałem na sąsiada. W pewnym momencie poczułem jak ktoś mi się przygląda, więc odwróciłem się w tym kierunku i zobaczyłem tą samą dziewczynę, co wcześniej. Teraz mogłem się jej przyjrzeć dokładniej. Miała brązowe oczy podobne do szafirów co błyszczą jakby były gwiazdami. Natomiast jej długie, czarne włosy jakby były przepiękną przeplatanką na niebie, którą trudno dostrzec, a jej smukła i wysoka sylwetka jakby by była królową łań sarny dostojna i dumna.... Urzekła mnie swą urodą jak i natchnęła do pisania. Przeprosiłem kolegę i udałem się do lasu oraz oparłem się o pień drzewa, po chwili zacząłem pisać...

***
Mój wiersz był gotowy, uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak w pewnym momencie poczułem za sobą czyjąś obecność, więc spojrzałem się za siebie i zobaczyłem tą samą niewiastę z ranę. Wyglądała na zakłopotaną, choć nie wiedziałem czemu.... Natychmiast wstałem
- Ja... Ja chciałem jeszcze raz cię przeprosić. Bardzo się spieszyłem i rano nie zrobiłem tego jak należy... I to wszystko było też moją winą, zamyśliłem się i nie patrzyłem dokąd biegnę... tak więc chciałbym żebyś przyjęła moje najszczersze przeprosiny... i ten drobny prezent - powiedziałem, unikając jej uważnego, acz spokojnego spojrzenia. Schyliłem się i wyciągnąłem dłonie, w których trzymałem przewiązane wstążką pudełko. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem...
- To nie była twoja wina. Każdemu się zdarza. Mi też się śpieszyło - wyjaśniła, odbierając ode mnie pudełko oraz je otwierając. - Ciastka? Dziękuję i proszę - mówiąc to przybliżyłem pudełko z wypiekami, po czym wzięła jedno.
- Usiądź obok mnie droga pani i uczyń mi ten zaszczyt słuchając dwóch mych wierszy - powiedziałem patrząc w jej szafirowe oczy...
- Dobrze... Jestem Camila - powiedziała
- Piękne imię dla pięknej damy - mówiąc to ucałowałem jej rękę. - Jestem Oliver pani - usiadłem obok niej i zacząłem czytać wiersz:


"Dzień ma swój uśmiech ponętny,
Błyszczącą weselem postać
I ogień życia namiętny;
Więc chciałem przy nim pozostać...
Ale z kolei na straży,
Stoi noc pełna zazdrości,
Zdejmuje wesołość z twarzy
I uśmiech ginie w ciemności...
Noc ma swój smutek niebieski,
Tęsknotę pragnień serdeczną,
Rozsiewa po kwiatach łezki,
Więc chciałem zrobić ją wieczną.
Lecz znowu jasność paląca
Buszy gmach nocnych bławatów,
Urocze widma roztrąca,
I rosę wypija z kwiatów.
Ty masz dnia jasne oblicze,
Wdzięk nocy, co duszę pieści.
Twoje spojrzenie dziewicze
Łzy razem i uśmiech mieści.
Chcąc zgodzić pragnienia sprzeczne,
Na żadną nie trafić zmianę,
Przy tobie na czasy wieczne,
Przy tobie, luba, zostanę!"
- teraz wziąłem drugą kartkę i zacząłem jej czytać drugi wiersz:


"Mając wszys­tko,
możesz nie mieć nicze­go..
Choć ko­lorów ty­siące
a na niebie gwiaz­dy lśniące.
Choć pola zboża złocą się,
mus­ka­ne pro­mieniami słońca.
Dusza mo­ja zat­rwożona,
tym pięknem nie jest zas­po­kojo­na.
Na górze marzeń,
rośnie moc­no za­korze­niona nadzieja,
na powrót
do Tam­tych miej­sc, do Tam­tych ludzi
na powrót
do przeszłości i po­myślności
Spoglądając w oczy szczęścia,
nie pot­ra­fię zo­baczyć swo­jego od­bi­cia.
Wewnętrznej roz­paczy
nie zagłuszy naj­piękniej­szy hymn ptaków.
Choć zachwy­cona krop­la­mi deszczu
i wiat­rem we włosach,
sta­wiając kro­ki na tra­wie skąpa­nej rosą,
nie zaz­nam ra­dości,
kiedy w ser­cu tyl­ko smu­tek gości.
Bo piękno i szczęście to nie tyl­ko to co dookoła nas ale to co jest w nas"
- po skończonym czytaniu czekałem na jej reakcję..

<Camila?? Natchnęło mnie na opo w tym stylu ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz