wtorek, 1 marca 2016

KONKURSOWE OPO - ISABEL

Gdy zamykam oczy wciąż mogę ze szczegółami przywołać ten obraz. Rzeź. Okropna rzeź… Może powinnam zacząć od początku.
A więc było tak:
Jak zwykle ukrywałam się w lesie. Od czasu, gdy oddzielili mnie od mojej babci mieszkałam w lesie. Z mojej pozycji na drzewie dokładnie widziałam całe zajście. Jacyś madzy ognia siedzieli w swoim obozowisku. Co oni tu robili? Nie miałam pojęcia. Niestety wkrótce miałam się dowiedzieć… Siedzieli w tym obozie godzinami, ostrząc broń, śmiejąc się i posilając. Ja siedziałam na drzewie. Drżałam z zimna i głodu. W końcu ruszyli. Gdy odeszli spory kawałek, zlazłam z drzewa i ruszyłam za nimi. Długo podążałam ich śladem. W końcu dotarli do wioski. Nie była duża. Na oko liczyła 2 tysiące mieszkańców. Duża część osób stała na zewnątrz. Nie chowali się w swoich chatach. Pewnie wywabił ich odgłos nadciągających ludzi. Lud Ognia nawet nie próbował zachować ciszy. Śmiali się głośno, wymachiwali pochodniami i popisywali się magią. Nie wydawało mi się to fajne. Pamiętam, jakie obrzydzenie panowało na twarzach ludzi z wioski. W sumie nie dziwiłam się im. Takie okropne popisywanie się. To było jak bawienie się jedzeniem przed posiłkiem. I wtedy to się stało. Wielkie kule ognia wystrzeliwały z rąk magów. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem. Do dziś po nocach śnią mi się wrzaski. W momencie ataku było już późno. Ludzie wrzeszczeli i wbiegali do chaty po swoje dzieci. Ci, którzy nie mieli po co rzucać się w ogień usiłowali uciec. Żadnemu się nie udało. Zostali trafiani ogniem lub wybuchali w rozbłysku iskier. To co było przed moimi oczami nazywało się piekłem. Takim prawdziwym, nie sądzę, by ktoś widział przedtem coś równie strasznego. Wkrótce została już tylko garstka przerażonych wieśniaków. Było ich w sumie siódemka. Dwie kobiety, jedna z niemowlakiem na ręku. Starszy facet, który przytulał się do swojej wnuczki oraz dwóch młodych mężczyzn, którzy na daremno usiłowali coś zrobić. Madzy ognia śmiali się z ich wysiłków. Kula najpierw zabił jednego, a zaraz później drugiego. Potem kobieta z dzieckiem na ręku wybuchła w snopie iskier. Druga została śmiertelnie poparzona, i została dobita sztyletem. Zostali już tylko staruszek i mała dziewczynka. W tym momencie stało się coś dziwnego. Staruszek krzyknął:
- Nie dostaniecie jej! Nie pozwolę na to – po tych słowach uniósł się w powietrze. Musiał być na 4 PP, bo w innym przypadku nie udałoby się mu coś takiego. Zamknął oczy i kreślił jakieś symbole w powietrzu. Nad dziewczynką pojawiły się runy. Jaśniały przez chwilę bielą po czym zniknęły. Mag spadł. Nadużył swoich magicznych mocy. Umarł na miejscu. Madzy ognia zaczęli się śmiać. 
- Słyszeliście to? „Nie pozwoli na to” – znów ryknęli śmiechem.
Jeden z nich zamierzył się na dziewczynkę. Nie chciałam patrzeć na jej śmierć, ale nie potrafiłam odwrócić wzroku. Kula ognia po prostu odbiła się jakby od niewidzialnej tarczy. „Ogniowcy” jeszcze przez jakiś czas.
- Chodźmy już. To tylko dziecko. Przecież nie zrobi żadnej szkody.
- Mieliśmy wybić całą wioskę. Polecenia były jasne
- Jak jej się nie da zabić
Reszta zaczęła mruczeć z aprobatą. Wszyscy się oddalili. Szybko wybiegłam ze swojego ukrycia. Chwilę później klęczałam koło dziewczynki przy staruszku. Jednak żył. Złapał mnie za nadgarstek.
- Weź… to… przeczytaj… - wycharczał. Wcisnął mi do rąk wymięty pamiętnik. Zamknął oczy i przestał oddychać.
Dziewczynka przełknęła łzy. Objęłam ją ramieniem.
- Ci.. Wiem, że to był szok, ale musimy stąd uciekać. Może wrócą…?
- Dziękuje. - Otarła łzy. Wyglądała na około 8 lat. Miała śliczne niebieskie oczy i czarne jak smoła włosy – Jestem Evelyn, a to… mój dziadek.. – znów zapłakała.
- Chodź. Musimy odejść – powiedziałam cicho
Dziewczynka kiwnęła smutno głową, po czym podał mi rękę. Ruszyłyśmy w stronę lasu. Schroniłyśmy się wśród drzew.
- Evelyn… Spróbuj się przespać. Ja przestudiuje to – wskazałam pamiętnik. Zabrałam się do zbierania drewna na opał. Mała trochę mi pomogła. Po chwili dziewczyna już spała przy wielkim ognisku, a ja delikatnie otworzyłam notatki. Tych dotyczących bezpośrednio dziewczyny nie było dużo. 

Dziś mała jest już bezpieczna. Jej matka królowa zaufała mi, że będę ją chronił. Evelyn ma kiedyś sama zasiąść na tronie, a wyrocznie mówią, iż będzie ważna w wojnie, która nadejdzie. Nie można ryzykować wychowywania jej jako księżniczki. To niebezpieczne. Zajmę się nią, najlepiej jak będę mógł. Kiedyś zasiądzie na tronie. Będzie najlepszą z królowych.

Dalsze strony zapisane były innymi rzeczami. Evelyn często była wspominana, lecz nigdy więcej nie było ani słowa o tym, że jest księżniczką. „Zaniosę ją do świątyni. Oddam najwyższemu magowi notatki starca i dziewczynę.”
Niewiele więcej mogłam zrobić. Zatarłam więc ślady ogniska, wzięłam małą na ręce, i ruszyłam do świątyni.
~~*~~
Najwyższy mag przyjął ją bez zastrzeżeń. Jakby wiedział kim jest i ile znaczyła. Nie zadał mi ani jednego pytania. W zasadzie to nie odezwał się do mnie słowem.

To stało się już jakiś czas temu. Dwa razy odwiedzałam Evelyn w świątyni. Wydawała się tam szczęśliwa. Jak na nią patrzyłam na nią do głowy wciąż przychodziło mi pytanie: Kiedy nadejdzie ten czas, by ona objęła władzę...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz