niedziela, 4 września 2016

Od Daisy

Kolejny dzień, który zaczynam wraz ze wschodem słońca. W ostatnich tygodniach jakoś nie potrafię spać dłużej, czuję, że marnuję wtedy czas. Chociaż w zasadzie i tak nie mam wiele roboty, po prostu lubię czuć jego upływ. Dzisiaj jednak miałam pewne plany na (przynajmniej) poranek.  Postanowiłam przejść się na targ i kupić co nieco do zjedzenia, bo od kilku dni porządnie burczało mi w brzuchu. A fakt, że wstaję wcześnie rano tylko mi pomógł, gdyż to właśnie wtedy owoce są najświeższe. Pośpiesznie się ubrałam i przemknęłam obok śpiącego jeszcze dziadka. Wychodząc chwyciłam pelerynę z kapturem, którą nałożyłam na siebie i cichutko zamknęłam drzwi. Jako, że zbiorowisko straganów było oddalone o parę ładnych kilometrów, to stwierdziłam, że udam się tam konno. Spacer mógłby zająć sporą ilość godzin.
- Cześć przyjacielu- rzekłam wchodząc do stajni, gdzie stał Dante.
Zwierzak podniósł tylko leniwie głowę, gdy otwierałam drzwiczki od boksu. Wyprowadziłam go na zewnątrz, gdzie przywiązałam i szybko osiodłałam. Sprawnie wsadziłam lewą nogę do strzemienia i odbijając się prawą wskoczyłam do siodła. Aby dotrzeć do celu musiałam przedrzeć się przez dosyć gęsty las, który, prawdę mówiąc, przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Najgorsze było to, że nie dało się go pokonać szybko, gdyż wszędzie były kamienie i wystające gałęzią, o które Dante mógł łatwo zahaczyć. Posuwaliśmy się więc powoli, ale i tak szybciej, niż jakbym szła piechotą. Uczucie niepokoju jednak towarzyszyło mi cały czas. Trwa wojna, nikt nie może czuć się bezpiecznie. Nieco odetchnęłam, gdy znów ujrzałam promienie słońca leniwie przedzierające się przez roślinność. Z każdym krokiem było ich coraz więcej i więcej, aż całkowicie wyszliśmy z lasu. Znajdowałam się teraz na wzniesieniu, z którego doskonale widać było targ znajdujący się w dolinie. Choć pora była wczesna, to można było dostrzec już sporo przewijających się tam ludzi. Zjechanie nie zajęło mi dużo czasu i ani się obejrzałam, a już mijały mnie kobiety z koszykami i kilkoro starszych panów, których twarze skądś kojarzyłam. W końcu nie byłam tu po raz pierwszy. Przed malutką bramą czekał już na mnie mój mały znajomy i pomocnik. 9-letni chłopiec, którego kiedyś spotkałam nad jeziorem i nauczyłam łowić ryby. Stwierdził, że ma u mnie dług wdzięczności i od tego czasu, za każdym razem, gdy przychodzę coś kupić, on pilnuje mi konia.
-Cześć Pedro- powiedziałam z uśmiechem i wręczyłam mu do ręki końcówki wodzy.- Zaraz wracam, obiecuję.

Chłopiec tylko skinął głową. Nie mówił za wiele i właściwie to jego głos słyszałam zaledwie kilka razy. Zarzuciłam kaptur na głowę i szykując torbę weszłam w głąb straganu. Dokładnie wiedziałam, w którą stronę powinnam się udać. Zawsze idąc wąskimi przejściami jedyne co słyszałam to wrzaski sprzedawców próbujących zachęcić do kupna. Każdy z nich twierdził, że to właśnie jego produkty są najlepsze i najświeższe, ale klienci i tak mieli swoich zaufanych dostawców. Tak jak i ja. „Mój” tragarz miał swoje stanowisko przy końcu, więc nie przychodziło tam za wiele osób. Tym lepiej, bo więcej towaru zostawało dla mnie. A był on naprawdę smaczny. Podchodząc do niego uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę z kilkoma monetami. Starzec dokładnie je przeliczył, bo czym pozwolił mi napełnić torbę. Wrzuciłam do niej czerwone jabłka i kilka gruszek. Po chwili w mojej kieszeni wylądował jeszcze chleb. Ja udawałam, że nic o tym nie wiem, a tragarz, że to nie on go wrzucił. Dbał o mnie jak mało kto. Po kilku minutach pogawędki pożegnałam się, bo wiedziałam, że Pedro się już niecierpliwi. W drodze powrotnej zatrzymałam się na moment, gdyż znowu wybuchła jakaś kłótnia i zrobił się mały zator. Nie było to nic nowego. W pewnej chwili jednak serce mi stanęło. Poczułam, jak moja torba robi się lekka i usłyszałam głuche uderzenia o ziemię. Gdy się obróciłam spostrzegłam moje owoce toczące się po chodniku. Jedno z jabłek zatrzymało się na czubku buta pewnego osobnika. Ten podniósł je, przetarł o ramię i z uśmiechem na ustach ugryzł kawałek.

<Ktoś? Śmiało:)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz