piątek, 30 września 2016

Od Nathana do Rosemary

Wszedłem do lasu. O tej porze robiło się już ciemno. Niebo było w odcieniu szarości, a drzewa uginały się coraz mocniej od wiatru. Co jakiś czas słyszałem znajome mi skrzypienie. Wzdrygnąłem się. Nie przepadam za ciemnością. Gdybym był bardziej zaawansowanym magiem, pewnie dałbym sobie radę z lękiem, wiedząc, że może mnie ochronić moc. A ja jestem tylko początkowym magiem. Bardzo fajnie.
Trzeba było sobie polepszyć ten poziom, usłyszałem głos w głowie. 
Zamknij się. 
Z kieszeni kurtki wyciągnąłem moją towarzyszkę. Gdyby była człowiekiem zapewne by się teraz uśmiechnęła. 
- Nie śmiej się - mruknąłem do niej, udając obrażonego.
Za krzakami usłyszałem jakiś szelest. Ledwo było cokolwiek widać. Jednakże pomiędzy drzewami dostrzegłem jakąś postać.
Nie widziałem szczegółów. 
Nie wiedziałem jakiej płci jest ta osoba. Ale po sylwetce rozpoznałem w niej kobietę. 
Bezszelestnie schowałem się za krzakiem, obserwując jej poczynania. Najwyraźniej ćwiczyła. 
Wyszedłem zza krzaka.
- Ktoś tu lubi się błąkać po nocy - stwierdziłem.

<Rose?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz