wtorek, 20 września 2016

Od Isabel CD Andy'iego

Po prostu musiałam wyjść.
Przeszłam przez tłum mężczyzn. Gapili się na mnie oniemieli.
- Tak, tak, jestem kobietą, ale umiem walczyć wiecie? Przepuścicie mnie proszę...
Po chwili dotarłam do Andy'iego.
- Coś mnie ominęło? - rzuciłam od niechcenia
- Co to za chuchro? - spytał facet. Prawdopodobnie to ten zły.
- Co tu robisz? - wycedził przez zaciśnięte usta Andy
- Chciałam popatrzeć z bliska. A poważnie, o jak myślisz?
- Jesteś za słab... - warknął, ale mu przerwałam
- Na tym dworze prawdopodobnie jestem chwilowo najsilniejsza, nie licząc Ciebie i tego dupka. Czerwony mistrz? Ranga chwalebna, słyszałeś kiedyś?
- Walczysz czy nie? - kolega Andy'iego ziewnął ostentacyjnie 
- Żebyś wiedział
Andy zaszarżował na przeciwnika. Nieźle mu szło, chociaż jego przeciwnik też był niezły.
Załadowałam kuszę.
I proszę bardzo. Bełt utkwił w udzie napastnika, który na chwilę się rozproszył tak, że Andy solidnie ciął go mieczem.
Ten tylko się uśmiechnął i wymamrotał coś pod nosem. Po chwili rany się zasklepiły. Silna regeneracja. Kurczę trudno będzie.
Po chwili do walki włączyli się łucznicy z jednej i drugiej strony.
Poderwałam się od ziemi. Jako mag powietrza mogę trochę latać. Co prawda nadal jest to dla mnie wyczerpujące, ale robiąc co 15 minut przerwę mogę się już długo utrzymać w powietrzu.
Uchyliłam się przed strzałą po czym posłałam następny pocisk. Ten powinien go przeszyć na wskroś, zabijając na miejscu, jednak ten tylko się odbił.
Ma zbroję, i to dość solidną.
Szybko nałożyłam następny bełt, i posłałam go w łydkę wroga. Chybił o milimetry. Następny osiągnął cel. Jego łydka pokryła się szkarłatem.
Jednak zbyt zajęta atakiem, kompletnie zapomniałam o łucznikach.
Jedna strzała dosięgnęła mojego ramienia. 
Syknęłam z bólu i automatycznie wyrwałam strzałę z rany.
Błąd. Błąd, błąd, błąd.
Ból przeszył mnie ostrą falą.
Jestem beznadziejna w uzdrawianiu. 
Wypatrywałam miejsca do lądowania, jednak wszędzie w okół kłębili się ludzie.
Chcąc ochronić się przed następną falą pocisków osłoniłam się tarczą powietrzną. Bułka z masłem, ale teraz nie mogłam nikomu pomóc. Jakby tego mało energia, kosztująca mnie zachowanie wysokości i utrzymywanie tarczy kompletnie mnie wyczerpywały.
Obniżyłam trochę lot, jednak nadal nie mogłam znaleźć ani skrawka miejsca do lądowania.
Wróciłam do walki. Pomimo iż wiedziałam, że przez ranę nie dam rady długo się utrzymać, usunęłam tarczę.
Jeśli skończy mi się energia - spadnę.
A wtedy to już po mnie...

<Andy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz