piątek, 16 września 2016

Od Raebin c.d: Cheolsun'a

Jest w słońcu coś strasznego, informuje mnie, że wojna dalej trwa, ale bez swojego generała. Wynurza się z horyzontu i sunie coraz wyżej po niebie, jakby potrafiło latać, niepotrzebując do tego skrzydeł, jak to wmawiano nam od lat.
~~Wspomnienie~~
- Tatusiu, tatusiu! Dlaczego nie mogę latać jak ptaki?
- Ponieważ córeczko nie masz skrzydełek.
- Ale mówiłeś, że jestem Twoim małym aniołkiem,
- Aniołkiem, który nie dorósł jeszcze, żeby polecieć.
- A kiedy polecę? Ja chce już! - dziecko radośnie podskoczyło, jakby chciało faktycznie wzbić się w przestworza.
- Gdy znajdziesz miłość, ponieważ miłość dodaje skrzydeł.
~~~*~~
Przypominając sobie to, zajrzałam za drzwi, czy Cheolsun przypadkiem nie przyszedł, wyszedł raptem pięć minut temu, a ja już za nim. Nie. To nie może być prawda. Ja już za nim tęskniłam, tęskniłam tak cholernie, że miałam ochotę odłączyć się od tych wszystkich kabli i polecieć prosto w jego ramiona, ale ile ja go znałam? Ile? Jakim prawem mogło wydarzyć się coś równie absurdalnego?
~~Wspomnienie~~
- Tatuuuuś.
- Tak, skarbie?
- Ile Ci zajęło pokochanie mamusi?
- Pokochałem Twoją mamę od pierwszego wejrzenia, gdy tylko weszła i opiekowała się mną jak nikt inny, wiedziałem, że to ta jedyna.
- Ale mamusi już nie ma...A Ty jesteś samotny, nie możesz znaleźć drugiej mamusi?
Słysząc to ojciec westchnął.
- Nie, niestety nie mogę. Jeżeli ktoś raz pokochał kogoś zbyt mocno, już nigdy nie zakocha się w innym.
~~*~~
Siedziałam tak patrząc na drzwi. To wszystko niemożliwe. Codziennie od paru dni odtwarzam w myślach przebieg zdarzeń, cofam się godzina po godzinie i jeśli dane wydarzenie logicznie wypływa z poprzedniego, to znaczy, że faktycznie jest ono prawdziwe. Faktycznie spotkałam Cheolsuna. Faktycznie mi pomaga, a ja...No właśnie. A ja jestem wredną szują. Wodziłam wzrokiem po całej sali, w której się znajdowałam, farba była biała, co typowe dla szpitala, straszne drewniano podobne meble..
Moje rozmyślenia przerwał Cheolsun wchodzący do sali.
Jednak wrócił.
Usłyszałam gwarę moich wojowników, wołali mnie. Co gorsza..
Potrzebowali mnie teraz.
- Wstaje - zaczęłam odłączać się od przyrządów i szybko wstałam, niestety jeden kabel stał mi na drodze i przewróciłam się. Tzn. nie naprawdę, bo wylądowałam w czyiś ramionach. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, raptem zrobiłam się cała czerwona jak burak, byłam tak skrępowana tą całą sytuacją, że zamiast się odwrócić, po prostu na niego patrzyłam, a najlepsze, że on na mnie też.
Brawo Rae, przecież tego właśnie chciałaś.


Cheoliś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz